piątek, 27 listopada 2015

Obcięłam moje hery, żeby poczuć się jak Amelia!


Hej, hej!

Nie mogłam się doczekać, żeby się z Wami podzielić pewnym faktem.
Obcięłam włosy! Na dodatek u fryzjera! W moim przypadku to duży postęp, bo ostatni raz fryzjerskie ręce dotykały moich włosów ponad rok temu. Tylko, że te fryzjerskie ręce należały do mojej siostry ciotecznej. Za to w prawdziwym salonie nie byłam już od x czasu.

Zarzekałam się, że będę zapuszczać i jak zwykle nic z tego nie wyszło.
Obcięłam, bo taką miałam zachciankę, ot co.

Trafiłam zupełnie przypadkowo do krakowskiego salonu fryzjerskiego typu no-name, który po prostu mijam wracając z uczelni do domu. Nie będę Wam go polecać, bo myślę że spokojnie można znaleźć coś lepszego. Niemniej z wizyty jestem zadowolona. Umiarkowanie, bo już zaczynam tęsknić za obciętymi włosami:( Chociaż wcale tak wiele ich nie straciłam.

Wszystkie cienkowłose dziewczyny pewnie znają ten ból, kiedy fryzjer mówi "pani ma takie cienkie włosy". To był ten moment, gdy zastanawiałam się nad ucieczką z fotela albo zrobieniem krzywdy fryzjerce;) Niestety takie są fakty. Moje włosy są stosunkowo gęste, a przynajmniej takie były jeszcze jakiś czas temu, ale są też cieniutkie. Widać to bardzo wyraźnie po każdej wizycie u fryzjera. Zaraz się przekonacie.

Przed obcinaniem pani umyła mi włosy i nałożyła na chwilkę jakąś kokosowo pachnącą maskę. Po wyglądzie włosów domyślam się, że oba produkty pełne były silikonów.
Włosy zostały obcięte na prosto, tak jak chciałam. Nareszcie udało mi się zejść z cieniowania. Nie wykluczam jednak, że za jakiś czas pojawi się kaprys żeby to zmienić.
Potem włosy zostały wysuszone i wyciągnięte na szczotce. Uwaga oto ja w wersji wyprostowanej!

Śniadaniowy Owsiankożerca, po feministycznemu - owsiankożerczyni :)


Hej, cześć i czołem, hoł hoł hoł!


Hej po mojemu, cześć i czołem, jak w piosence, po Romkowemu, a hoł hoł hoł po Mikołajowemu.

Kochani, pamiętacie ideę: Spotkajmy się w Kuchni ? 
Blog powstał nie tylko po to, żeby pobuszować po szafkach w poszukiwaniu zarówno prostych, jak i najdziwiniejszych produktów do włosów np. klik i klik
Ale też po to, żeby posiedzieć przy dobrej herbacie, popichcić i podyskutować.

Dlatego dzisiejszy post będzie jak zdążyliście się zorientować po tytule, o moich nawykach śniadaniowych.




wtorek, 24 listopada 2015

Niedziela dla włosów:eksperyment z balsamem do ust

Hej, hej!

Czy Was też dopadł już świąteczny klimat? Mnie tak:D I to podczas dzisiejszych zakupów w Biedronce. Z półki spoglądały na mnie urocze pierniczki, takie z dziurką do wieszania na choince. Co jak co, ale pierniki oznaczają tylko jedno. Coraz bliżej Święta. Pierników nie kupiłam, za to skusiłam się na takie mydełko. Jestem już po kąpieli, ale pierniczkami nie pachnę;)




Za oknem też mam już namiastkę zimy, co bardzo mnie cieszy. Chociaż jak będę musiała wyczołgać się jutro z domu to milusio pewnie nie będzie.

Milusio nie było też wczoraj. Przedstawiam Wam winnego nieudanej Niedzieli dla włosów. Jest nim taki oto niepozorny balsam z Avonu. W zasadzie to balsam uniwersalny, ale jakoś tak przyjęło mi się uważać go za kosmetyk do ust.



Balsam sprezentowała mi jakiś czas temu moja siostra, bo stwierdziła że ma za dużo rzeczy do ust czy coś. Okazało się, że powód był inny...

niedziela, 22 listopada 2015

Niedziela dla włosów: na bogato!


Cześć!

To znowu ja, drugi raz w ciągu dzisiejszego dnia przychodzę do Was z postem. W moim przypadku to na bogato. Na bogato też dzisiaj wyglądała moja włosowa pielęgnacja. A właściwie maska, którą rano nałożyłam na włosy. Było tłusto, nawilżająco i złociście.

Jeśli lubicie chałwę, a może lepiej - pachnieć chałwą zapraszam do dalszej lektury. Jeśli nie lubicie zapachu sezamu, a podoba Wam się zapach maski Serical Crema al Latte, też znajdziecie coś dla siebie. Jeżeli te dwa składniki nie bardzo Wam się podobają, a na przykład lubicie miód i Wasze włosy też, czytajcie kolejne wersy.




Od piątku jestem w domu. Do Sandomierza zabrałam tylko odżywkę, którą ostatnio testuje Grow Strong z Garniera. Ostatecznie planowałam minimalistyczną niedzielę z tą odżywką w roli głównej. 
Jednak plany zmieniły się wczoraj. Wtedy przy okazji przygotowywania obiadu zaczęłam czytać o właściwościach (nie zgadniecie) grzybków mun
Przeczytałam, że to same dobroci na cerę i włosy. Kiedyś dodawali je nawet do kremów.
No to jak tak robili, to czemu ja nie mogę? – pomyślałam. Tylko jak? Zmielić i dodać do maski jak spirulinę i mąkę, czy zrobić płukankę z wywaru. Pomysłem podzieliłam się z mamą. Nie była zbyt zaskoczona, ale entuzjastycznie nastawiona też raczej nie. Bardzo długo myślałam nad sposobem wykorzystania tych uszopodobnych grzybów. 
Dzisiaj rano mój entuzjazm munowy trochę opadł, mama zapytała, czy ciągle mam w planach grzybową na głowie. Wtedy zaczęłam przeglądać zawartość szafek. Wcześniej na wszelki wypadek odlałam wodę z grzybów do kubka. 

Mimo, że w pogotowiu były i Grow Strong i wywar grzybowy, wybrałam .. olej sezamowy jako bazę mojej mieszanki. 

Wyciągnełam miskę i zaczęłam kręcić składniki - jak masło na ciastka w makutrze, drewanianą pałką. Cóż, ani nie miałam makutry, ani drewnianej pałki. W sumie masła też zabrakło. Miałam za to szklaną miseczkę i łyżkę. :D Chyba wyobraźnia mnie ponosi, ale to dlatego, że zbliżają się święta i bożonarodzeniowe pieczenie i gotowanie tuż, tuż.



W mojej pseudo makutrze znalazły się: 

  • olej sezamowy – półtorej łyżki 
  • łyżka płynnego miodu
  • łyżeczka odżywki Grow Strong 
Wymieszanie tego wcale nie było łatwe. Mimo to, udało się. Jednak maski wyszło za mało. Wtedy poszłam do łazienki, szukać jakiegoś „wypełniacza”. Znalazłam Crema al Latte, dołożyłam czubatą łyżkę. Oprócz tego moim oczom ukazała się szklana buteleczka, a nawet dwie. W jednej był Kolagen, a w drugiej Olejek Marula. A co tam! – pomyślałam – Jak na bogato, to na bogato. I tak będę pachnieć waniliową chałwą. Trochę bałam się obciążenia włosów, ale pomyślałam, że niecodziennie mam pod ręką takie składniki i dlaczego miałabym z nich nie skorzystać.



Wszystko połączyłam już bez problemu.



Ostateczna lista użytych przeze mnie produktów wyglądała tak: 

  • olej sezamowy 
  • miód
  • odżywka Grow Strong
  • maska Crema al Latte
  • pipetka Kolagenu Morskiego 
  • dwie pipetki Oleju Marula
Maska konsystencją przypominała maskę Seri – miodową, jeśli jej używałyście, wiecie o co chodzi. 
Nałożyłam ją na mokre włosy. I tutaj gwódź programu à nie zapomniałam o grzybkach. Włosy zwilżyłam właśnie wywarem z nich. :D 

Zamaskowane włosy zawinęłam w koczka, nałożyłam reklamówkę i ręcznik. Po upływie jakiejś godziny, zmyłam wszystko szamponem Isana Med (znalazłam taki w łazience). Włosy przy zmywaniu były bardzo miękkie. Jednak im dłużej je spłukiwałam, robiły się coraz bardziej szorstkie. Niezbyt miłe uczucie. 
Po odsączeniu włosów w koszulkę, na końcówki nałożyłam serum silikonowe z olejem arganowym Stenders. 

Włosy schły i schły. Miałam wrażenie, że albo nie spłukałam dobrze maski, albo włosy będą tak obciążone, że do niczego nie będą się nadawały. O tym pisałam wam w poprzednim poście. Ostatecznie przed wyjściem dosuszyłam je chłodnym nawiewem suszarki. I tutaj nastąpił efekt prawie WOW. Włosy po suszarce zawsze mam spuszone i lekkie. Tym razem były sypkie, a odrost niesamowicie błyszczący. 
Zabrakło im jednak puszystości, za to przyznaje im efekt "prawie"  ;)

Teraz czas na zdjęcia:

Przed i po


Pozdrawiam Was! :)

Ania 


Liebster Blog Award


Cześć i czołem! 

Dzisiaj niedziela, a post miał być w czwartek. Przepraszam Was, a szczególnie Dziewczyny, którym miałam odpowiedzieć na pytania. Ev nominowała mnie tak dawno, że aż mi wstyd, że wcześniej się do tego nie zabrałam. Od nominacji Blondelook74 nie minęło jeszcze tak długo, ale i tak wiem, że powinnam odpisać wcześniej.
Od tamtego tygodnia miałam napisane odpowiedzi na większość pytań. Możecie sobie wyobrazić jakie było dzisiaj moje zdziwienie i przerażenie, jak nie mogłam znaleźć dokumentu, w którym je zapisałam. Na szczęście, znalazłam je pod nazwą "lba" w jakimś zupełnie niezwiązanym z blogiem, folderze. Tak to jest jak mam na pasku sporo dokumentów i często przed pójściem spać, przed zamknięciem laptopa, trafiają one do różnych folderów.

Jeszcze zanim zacznę, chcę bardzo podziękować przesympatycznym Dziewczynom, których blogi są naprawdę warte uwagi : Ev z bloga Kochaj i Twórz i Blondelook74 z bloga Hairblonde, za nominacje.

Według chronologii, zacznę od pytań Ev: 

1. Gdybyś mogła cokolwiek zmienić w swoim życiu – co by to było?
Kiedyś się nad tym zastanawiałam i dzięki temu pytaniu wróciłam do tych rozmyślań. Wydaje mi się, że nie chciałabym nic zmieniać. Tzn. nie chciałabym się cofać w czasie do konkretnych etapów szkolnych :D Nie chciałabym na pewno wrócić do przedszkola, podstawówki i wyżej. To oczywiście półżartem.
A tak całkiem poważnie, chciałabym cofnąć w czasie do momentu kiedy żyli moi dwaj dziadkowie. Wtedy z dojrzałością dzieciaka nie doceniałam tak bardzo czasu, jaki z nimi spędzałam. Chciałabym wtedy wiedzieć to co wiem i czuję teraz. Zrobić stopklatkę. I jeśli nie zatrzymać czas, to przynajmniej postarać się utrwalić w pamięci więcej wspomnień. :) 

2. Jaką cechę najbardziej cenisz w ludziach?
To co dla mnie najważniejsze w kontaktach z ludźmi to szczerość i bezpośredniość. Z odpowiednią dozą spontaniczności te dwie cechy tworzą według mnie idealną całość. 
Wolałabym jakby ktoś zwrócił mi uwagę, że z samego rana na ćwiczeniach siedzę w bluzce „na lewą stronę” niż siedział cicho i się podśmiewywał. Inaczej, pewnie dopóki bym się nie zorientowała paradowałabym i lansowała modę na odstającą metkę :D (tak, zdarzyło się to) 

3. Jakimi wytycznymi kierujesz się kupując buty? (np. wygoda, cena, design, trendy…)
To zdecydowanie temat rzeka. Buty kupuje dla wygody i wyglądu. Czasem jest trudno znaleźć takie połączenie. Moje buty odzwierciedlają mnie, muszą być oryginalne, choć w części. 
Raz padłam ofiarą, a właściwie moję pięty, pięknych butów. Założyłam je tylko raz. Do odtańczenia poloneza na studniówce. Hmm.. już podczas tańca pięty zaczęły krwawić, a rajstopy zrobiły się czerwone. Teraz tylko stoją (buty :D) w szafce i kiedy chce popatrzeć zaglądam i uśmiecham się przez łzy :D
Ogólnie gustuje w sportowym obuwiu. Ostatnio trafiłam na promocję błękitnych AirMaxów, musiały być moje :)
Mam też jedne, znienawidzone przez mojego P. botki, na grubych ząbkowanych podeszwach. Kupione w H&M za przyoszczędzone studenckie kieszonkowe.
Cena jest ważna, jeśli jednak mam do wyboru tańsze buty, które wiem, że mogą nie przeżyć jednego sezonu, a droższe, które wyglądają solidniej i są lepiej wykonane, wybiorę te drugie. Jedna para zamiast trzech tańszych. 

4. Poleć książkę, która w wyraźny sposób wpłynęła na Twoje życie – jeśli takiej nie ma to inną (z uzasadnieniem polecenia). 
Wstyd się przyznać, ale ostatnio czytałam mało książek. Chyba, że na uczelnię. Ogólnie gustuje w kryminałach. Ale to taka bardziej rozrywka niż lektura, z której mogłabym coś wynieść. Chyba, że popularny Kret do udrażniania rur jest w stanie rozpuścić ludzkie ciało. Ale wracając do poważnych tematów. Niedawno zaczęłam czytać "Szczygła" Donny Tartt. Zapowiada się ciekawie, łzy popłynęły na pierwszych stronach. Mam też zaczętego od wakacji terrorystę. Tzn. taka książka „Ja, Terrorysta”. Mimo ciekawej, reporterskiej fabuły idzie mi bardzo wolno. Myślę, że ze względu na wielość szczególików dotyczących siatek terrorystycznych. Jednak w związku z aktualnymi wydarzeniami w Paryżu itp. szybko do niej zaglądnę. Ten reportaż wnikliwie tłumaczy wszelkie terrorystyczne powiązania, zasady, wygląd organizacji. Choć nie przeczytałam całego, z serca polecam tym, którzy chcą zobaczyć, jak działa maszyna terroryzmu. 

5. Jaki jest Twój wymarzony partner/partnerka? (3-5 najbardziej preferowane cechy).
Hoho, pytanie na które mój P. czeka z niecierpliwością. Chciał nawet je autoryzować :D Oczywiście żartuje. Chyba nie będę oryginalna jak napiszę, że facet to ma być facet. Musi umieć wkręcić żarówkę, rozpalić w piecu i zrobić śniadanie. Jeszcze jakby to było coś poza jajecznicą i kanapkami to byłoby wspaniale. 
P. nauczył się piec pysznego placka, tzn. ja go nauczyłam, ale o dziwo wychodzi mu zdecydowanie smaczniejszy. Do tego umie robić pankejki! Czego chcieć więcej :D Jak trzeba i coś boli to przytuli. Jak trzeba to posłucha o włosach, jeszcze jakby chciał zapuścić do eksperymentów, to mówie Wam byłby ideał :D 

6. Jaki film ostatnio widziałeś/aś? Czy przypadł Ci do gustu? 
Aktualizuje odpowiedź: Wczoraj oglądałam "Chloe". Przypadkiem trafiłam na ten film. Spodobała mi się obsada: Amanda Seyfried, Liam Neeson i przepiękna Julianne Moore. Film inny od takich, które oglądam "na co dzień". Wciągający, ale mniej więcej w połowie, można było przewidzieć zakończenie. Ogólnie nie uważam, żebym straciła czas, oglądając go. :) 

7. Gdybyś miała porównać siebie do zwierzątka to kim byś była? 
Według mnie pewnie była bym psem, bo jestem wielką psiarą. Pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Ma mądre oczy (co nie znaczy, porównując, że ja też mam, ale akurat mimo wszystko je lubię), umie szybko biegać (hyhy jakby mnie ktoś gonił to bym potrafiła, resztę pozostawię bez komentarza), potrafi okazać wdzięczność (to chyba mi wychodzi, czasem). Psy są ciekawskie tak jak ja i wejdą w każdy zakamarek. 
Kiedy byłam dzieckiem, bawiłam się też w surykatkę. Wiem, śmiesznie to zabrzmi ale uwielbiałam i do tej pory darzę sympatią te zwierzątka. Często podczas ganiania po domu zatrzymywałam się stroszyłam, składałam ręce i udawałam, że jestem Timonem :D 

8. Którą bajkę z dzieciństwa najcieplej wspominasz?
Madeline, Tabaluga i Franklin. Moja wielka trójka. Najbardziej ukochałam sobie Madeline i jej porosnięty winoroślem dom. Z dzieciństwa wspominam też inną bajkę, oglądałam ją z moją mamą. Ale obie nie znamy tytułu. Raz udało mi się ją znaleźć, ale z racji tego, że tytuł był długi i nie po polsku, po prostu zapomniałam. Bajka opowiadała o wyderkach(?), które mieszkały w przystani. Kiedy wpadały na pomysł nad głowami zaświecała im się lampka. Może Wy kojarzycie tą baję? 

9. Czy wciągasz się w seriale (jeśli tak to jakie;)?
Pewnie. Na pierwszym miejscu Wikingowie, na drugim Gra o Tron. Zaczęłam też kilka innych, ale nie wgryzłam się w nie tak jak w powyższe. 

10. Co jest według Ciebie największą zaletą płynącą z tego, że żyjesz?
To, że każdego dnia mogę robić coś innego. 

11. Co oceniasz jako naj(zaje)fajniejsze doświadczenie życiowe, które najchętniej byś powtórzył(a)? 
Rollercostery w Europa Park w Niemczech. Jedno z najzajefajniejszych, ale i najbardziej przerażających doświadczeń. Shirley coś o tym wie :D 
Kiedyś mówiłam, że nigdy więcej. Teraz, jeśli miałabym okazję tam być, powtórzyłabym wszystko i rozszerzyła o costera, którego najbardziej się bałam i nie pojechałam.
Z chęcią pokazałabym te rollercostery osobom, które jeszcze nie doświadczyły uczucia rosnącego z prędkością światła (a raczej takiego rollercostera) pulsu. Bardzo chciałabym pojechać tam z P. 




A teraz przyszedł czas na pytania Blondelook74:


1. Gdzie chciałabyś spędzić wakacje swojego życia?
Ojej bardzo trudne pytanie, podejrzewam, że nigdy nie będę miała jednej odpowiedzi :D na pewno na obecną chwilę chciałabym odwiedzić Skandynawię. Fiordy, zimny klimat, łososie, drewniane kolorowe domki. To jest to o czym akurat marzę. Jeszcze jakiś czas temu na tapecie były Indie i Taj Mahal. Moje pomysły na wakacje życia zmieniają się jak w kalejdoskopie.


2. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
Z zamiarem założenia bloga nosiłam się długi czas. Powstrzymywało mnie, to że moje włosy nie są idealne „jak je tu pokazać w Internecie?!” Jednak z czasem stwierdziłam, że właśnie o to chodzi, żeby dzielić się efektami. Żeby blog nie był tylko od ładnych zdjęć i włosowych zachwytów. Poza tym, byłby dla mnie motywacją do ciągłej walki o zdrowsze włosy. Dodatkowo, chyba warto wspomnieć, że męczyłam moimi teoriami znajomych i rodzinę. W końcu, któregoś dnia spotkałam się z Shirley i tak narodziła się idea bloga. Jeszcze tego samego dnia powstał wstępny zarys. Kuchenna idea pasowała do nas dwóch. 

3. Jakie jest Twoje największe marzenie?
Od zawsze chciałam założyć własną restaurację. Małe bistro, w którym każdy znalazłby swoje miejsce i kąt. Chciałabym organizować wspólne kolacje, biesiady, tematyczne wieczory.
Kiedy moja mama z bratem wrócili z wakacji we Włoszech, opowiadali o tamtejszej kulturze. O tym jak wszyscy siedzą przy stołach, śmieją się, może niekoniecznie tłuką talerze, ale, że wszyscy są po prostu szczęśliwi. 

4. Jaką dostałaś najlepszą wiadomość w swoim życiu?
Chyba najlepszą wiadomością było to, że będę miała rodzeństwo. Przez sześć lat byłam jedynaczką, potem pojawił się Wojtek. Mały brzdąc, którego pilnowałam, czy wkładałam do buzi smoczka, kiedy wypluwał go na potęgę. Nauczyłam go też kilku rzeczy. A teraz, nie dość, że pieron mnie przerósł, to on uczy mnie wielu nowych rzeczy.
5. Ulubiona piosenka?
Tutaj mam tak samo jak z podróżami. Wszystko zależy od humoru i sytacji w jakiej się znajduję. Mam mnóstwo piosenek, które uwielbiam. Jednak zawsze lubię wracać do Prześlicznej Wiolonczelistki Skaldów :D 

6. Jesteś optymistką czy pesymistką?
Zawsze mówiłam o sobie realistka, jakkolwiek banalnie to brzmi. Pewnie, że chciałabym być optymistką, ale jednak chyba bliżej mi do uśmiechniętej pesymistki. Często, jeśli na coś czekam i nie jestem czegoś pewna, przyjmuje ten gorszy scenariusz. Wolę się miło zaskoczyć niż rozczarować. 

7. Co najbardziej cenisz w ludziach?
Powtórzę to co pisałam w odpowiedziach u Ev. Zdecydowanie stawiam na szczerość i bezpośredniość. :)

8. Czego na co dzień Ci brakuje?
Kiedy jestem w Krakowie, brakuje mi P., studiujemy w innych miastach.. 
A z takich mniej poważnych niż uczuciowe sprawy, na co dzień brakuje mi sokowirówki :D 

9. Ulubione danie?
Z miliona potraw, które uwielbiam, wybieram PIEROGI. Jestem pierogowym potworem. Gdziekolwiek jestem, poza domem, w restauracjach, barach itp. próbuje pierogów, zazwyczaj ruskich. Biada tym, którzy podadzą mi mrożone. Mam do tego nosa, jak mój pies do tropienia gryzoni. 

10. Napisz kilka słów o sobie
Odkąd pamiętam, w moim niedługim życiu towarzyszyła mi jeszcze jedna (oprócz gotowania i włosów) pasja. Do rysowania, tworzenia i projektowania. Dlatego zaczynałam Liceum Plastyczne (ku zaskoczeniu skończyłam jednak ogólniak), myślałam o ASP, robiłam biżuterię, coś tam porzeźbiłam, projektowałam ciuchy. 

Bardzo lubię język niemiecki, wiem, dla wielu to „język wroga”, ale ja naprawdę poważnie myślałam o germanistyce. Ostatecznie studiuję dziennikarstwo. 

Niestety do szycia, szydełkowania i dziergania mam dwie lewe ręce, w przeciwieństwie do reszty kobiet w mojej rodzinie. Babcia, ciocia, mama opanowały te umiejętności perfekcyjnie. 

Śpiewać też nie umiem, a każdy dźwięk który wyjdzie z moich ust przypomina prędzej pisk kurczaka niż syreni śpiew. 

Piosenki rozpoznaję po refrenie, choćby były nie wiadomo jak znane. Największy problem mam z tymi najnowszymi, z czego śmieje się (a raczej ubolewa) P., który ma zdecydowanie bardziej rozwinięty zmysł słuchu niż ja. A to dziwne, bo w dzieciństwie rodzice nazywali mnie gumowym uchem. A, że ciekowość to pierwszy stopień do piekła słyszałam nieraz. 

W przeciwieństwie do Shirley, kocham dzieci. Mogłabym z nimi pracować, prowadzić jakieś zajęcia itp. 




Nareszcie udało mi się w pełni odpowiedzieć na Wasze pytania. :*
Wiem, że nie na tym polega zabawa, ale nie będę nominować nikogo. Pewnie doszłoby do tego, że zataczałybyśmy kółko z pytaniami moimi i  Shirley :D

Mimo, że nikogo nie nominuję, byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyście przy pozostawianiu komentarzy, pisały na końcu jakiś jeden fakt o sobie. Wydaje mi się, że w ten sposób będzie bardzo fajnie się poznawać. Oczywiście nie musicie tego robić, jednak jeśli chciałybyście, będziemy bardzo wdzięczne. :)

Pozdrawiam Was gorąco w tą brzydką pogodę. Łapcie za kubek, szklankę lub kieliszek. Pijcie herbatę, kawę, kakao czy wino. Spędźcie tą niedzielę jak najprzyjemniej. 
Warto mieć chwilę dla siebie. :)


Ania


PS.  Ja właśnie niedawno spłukałam z włosów maskę (NDW), ale raczej nie wyjdzie z tego nic dobrego. Relacja pewnie w najbliższym czasie na blogu.
Pierwszy raz w życiu wypiłam też dzisiaj kawę o smaku wiśni. Hmm.. na pewno idealnie nadaje się do nasączania placków, a czy do picia z mlekiem.. jak dla mnie niekoniecznie.





środa, 18 listopada 2015

Niedziela dla włosów: zamarznięte żółtko, banan i mleko

Witajcie serdecznie!

Pogoda w ubiegłym tygodniu nie była łaskawa dla włosów, zwłaszcza takich jak moje- skłonnych do puszenia, skręcania, wywijania się w różne dziwne kształty. Padało niemal codziennie, a włosy zdecydowanie nie wyglądały dobrze. Mimo wszystko... za bardzo się tym nie przejmowałam:) Ostatnio, rozczesując włosy, stojąc już w kurtce, w biegu, z kluczem w drugiej ręce pomyślałam"Włosomaniaczka- to brzmi dumnie". I to zdanie nie chciało się ode mnie odczepić dość długo. Na tyle długo, że je zapisałam i uświadomiłam sobie jak wiele dało mi dołączenie do tej kobiecej( głównie, co by kogoś nie urazić;))) i stale powiększającej się społeczności. Włosy nie zawsze wyglądają dobrze, to nic, mają do tego prawo. Najważniejsze, że nauczyłam się je kochać i wydobywać z nich to co najlepsze. Po części powtórzę to co napisała Ania, no ale...;)
Każde odwiedziny, komentarz czy nowy obserwator sprawia mi dużo radości, każdy taki gest mnie cieszy. Uwielbiam przeglądać Wasze Niedziele dla włosów, co zwykle robię "w ratach" przez cały tydzień. Zawsze znajduję coś inspirującego. 
Po prostu, szczerze Wam za wszystko dziękuję:)

Tytułowe zamarznięte żółtko brzmi co najmniej dziwnie, ale tak było. Moje zdziwienie było ogromne, kiedy chciałam rozbić jajko, a tam- niespodzianka. Nie da się. Coś niedobrego dzieje się z naszą lodówką, skoro jajka w niej zamarzają. Nadal próbujemy to z dziewczynami jakoś opanować, bo nikt nie chce jeść na śniadanie zmrożonych jogurtów czy pomidorów.
Miałam przynajmniej okazję potrzymać zamarznięte żółtko:D

taka sobie kuleczka;)



 Cała akcja z żółtkiem działa się w zeszłą środę, to tak w ramach uzupełnienia. Żółtko rozmarzło, no prawie... ale i tak dodałam je do maski Lovea Nature. Tylko, że trochę tej maski mi zostało i tak stała sobie i zamarzała w lodówce aż do soboty. Wtedy postanowiłam coś z nią zrobić. Miałam jeszcze takiego już niezbyt apetycznie wyglądającego banana i tak zrodziła się maska z :


  • około łyżki gotowej już maski z żółtka i Lovei
  • około 1/3 banana
  • 2 łyżeczek mleka
  • łyżeczki olejku Babydream
  • łyżeczki oliwy
  • łyżeczki balsamu Green Pharmacy z olejkiem arganowym
Maska wyszła niesamowicie gładka i kremowa. Banan był tak miękki, że mogłam po prostu rozgnieść go łyżeczką.













Taka maska wylądowała na suchych włosach. Trzymałam ją pod czepkiem i ręcznikiem około dwóch godzin. Tym razem postawiłam na mocniejsze oczyszczenie i do mycia użyłam Barwy, pianą przejechałam nawet po włosach na długości. Umyłam dwukrotnie, bo czułam że włosy takiego oczyszczenia potrzebowały.

Po myciu jeszcze Lovea Nature, której testowania podjęłam się w tym miesiącu. Trzymałam pod czepkiem i ręcznikiem prawie godzinę. A przy zmywaniu wiedziałam już, że będzie dobrze. I było:)


Standardowy zestaw po myciu: olejek Isana i Joanna Miód i cytryna, powtarzam to chyba w każdej Ndw;)

A po wyschnięciu włosy były przede wszystkim niesamowicie wygładzone i przyjemnie się ułożyły. Nie zawdzięczam tego bynajmniej Lovei- zdążyłam już ją trochę poznać i wiem, że solo cudów nie zdziała. Więcej o tej masce napiszę w planowanej recenzji.
Włosy były minimalnie obciążone, ale przymknęłam na to oko ze względu na mega wygładzenie.

Zdjęcie z tego samego dnia





Drugie zdjęcie zrobione już następnego dnia, w świetle dziennym.

Zaczynam polubiać takie układanie końcówek, na które najmniejszego wpływu nie mam;)

A teraz pytanie do Was, banan to humektant czy proteiny? Tak... nałożyła na włosy i nie wie ;)
Przypuszczam ,że proteiny. Właśnie one zwykle wygładzają mi włosy. Ale wolę się upewnić. 

Tak zupełnie na marginesie, ostatnio kupiłam krem do rąk z Alterry. Pachnie i ma identyczną konsystencję jak maska do włosów z tej serii. Już przymierzam się do nałożenia go na włosy, o czym na pewno napiszę:)

Trzymajcie się cieplutko, 
Wasze włosy też,

Shirley 






wtorek, 17 listopada 2015

Niedziela dla włosów: Sprawdzony zestaw: Skrobia i jogurt


Cześć!

Na początku chciałabym przywitać w imieniu swoim i Shirley, nowe Obserwatorki i Komentatorki naszego bloga. Piszę w formie żeńskiej, bo obserwatorzy płci męskiej jeszcze się nie uaktywnili :D 
A tak całkiem poważnie, z całego serca dziękujemy za szczere komentarze, odwiedziny i miłe słowa :*

Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną NDW, którą zapowiadałam już wczoraj na Instagramie. Chociaż post pojawia się trochę spóźniony, to niedziela odbyła się planowo. Wczoraj wieczorem postawiłam na sprawdzony zestaw. 

Z racji tego, że wróciłam do mieszkania późnym popołudniem, nie miałam czasu myśleć nad przeróżnymi kombinacjami. Kusiła mnie PEH - owa pielęgnacja, ale jej poświęcę kiedyś całą wolną niedzielę. 



Wczoraj na moich włosach wylądowała maseczka z jogurtem i skrobią ziemniaczaną. 

Moje farbowańce lubią się z tymi dwoma kuchennymi produktami. Chociaż teraz zadaję sobie pytanie, czy mąka jest w moim przypadku kuchenna? Chyba nie, teraz zdecydowanie częściej używam jej do kosmetycznych eksperymentów niż do gotowania. Zdradzę Wam, o ile już wcześniej tego nie pisałam, że jako puder do twarzy sprawdza się świetnie. 

A co oprócz łyżki jogurtu i czubatej łyżki mąki wylądowało w mojej miseczce? 

  • dwie łyżki maski Kallos Color – po małej wersji, zdecydowałam się na pełnowymiarową; bardzo odpowiada mi jej działanie, akurat trafiłam na promocję i zapłaciłam za nią ok. 9 zł w drogerii/aptece Mediq w Galerii Krakowskiej
  • cztery krople gliceryny
  • łyżka oleju Alterra „Brzoza i pomarańcza” 
  • odrobina nafty 

Z tych składników wyszła spora ilość maski. Myślałam, że będę miała jej za dużo, a okazało się, że zużyłam całą zawartość miseczki i nawet trochę zabrakło. 



Takie mazidełko nałożyłam pierwszy raz od bardzo dawna na suche, nie zwilżone niczym włosy. Z reklamówką i ręcznikiem na głowie paradowałam sobie po mieszkaniu około godzinę. Po tym czasie poszłam się wykąpać i przy okazji spłukać maskę. 

Włosy podczas mycia były ciężkie i lejące. Jest to bardzo przyjemne uczucie, zwłaszcza że ostatnio dużo włosów mi wypadło i efekt „ciężkości” spotykałam niezbyt często. 

Skórę głowy umyłam dwukrotnie: 
  • najpierw szamponem Yves Rocher do wypadających włosów, który chciałabym już zdenkować. Po nim na chwilę nałożyłam jeszcze na końcówki odżywkę Garnier Ultra Doux Avokado i Karite.
  • za drugim razem skalp zmyłam zakwaszającym płynem Facelle

Włosy zostawiłam do swobodnego wyschnięcia. Po ponad dwóch godzinach, wilgotne włosy rozczesałam i zawinęłam w koczka.

Kiedy dziś rano go rozkręciłam, włosy wyglądały tak: 


Zrobiłam zdjęcie i znów skręciłam włosy w ślimaczka, bo wybierałam się na uczelnie, a pogoda za oknem nie rozpieszcza/ła. Potem, po powrocie z zajęć ponownie rozwinęłam lekko wilgotnego od deszczu koczka i włosy prezentowały się tak: 



Końcówki po drugim rozkręceniu były pozbijane w strączki, choć w dotyku miękkie i dosyć elastyczne. 
Kiedy rozczesałam czuprynę TT i zrobiłam kolejne zdjęcie już w jakimś bardziej przystępnym świetle, moje farbowańce były przyzwoicie wygładzone i już się nie strączkowały: 

 





Wczorajsza niedziela nie była aż tak "eksperymentatorska" jak ubiegła. Mimo to uważam ją za udaną, choć bez efektu WOW. Wiedziałam jak podziałają poszczególne składniki i chodziło mi bardziej o odżywienie włosów niż uzyskanie spektakularnych efektów.
Pewnie byłabym bardziej zadowolona, gdyby nie strączkowanie. Ale winę zrzucam na pogodę, która sprawia, że moje włosy lubią się zbijać w kolonie – co im się dziwić, razem raźniej w taką szarugę ;)

Jeśli kiedyś miałyście okazję testować jogurt naturalny, podzielcie się spostrzeżeniami, chętnie przeczytam. 
Przeczytam też z wielką ciekawością jak tam Wasze NDW i czy Wy również czasem stawiacie na sprawdzone zestawy? 

Pozdrawiam Was ciepło!

PS. W okolicach czwartku, na blogu pojawi się post z moimi odpowiedziami na pytania "Liebster Blog Award". Dlatego już dziś serdecznie zapraszam i oczywiście dziękuję za nominację, do wcale niełatwej zabawy! :) 


/Ania


czwartek, 12 listopada 2015

Zabawa w Liebster Blog Award, odpowiedzi i nominacje.

Hej, hej!

Dzisiaj przychodzę z uprzedzanym postem, który włosowy nie będzie;) A chodzi o zabawę w Liebster Blog Award, do której nominowała mnie Ev, znana z bloga Kochaj i Twórz.
Dziękuję za wciągnięcie w wir pytań;) I od razu przechodzę do odpowiedzi.

1. Gdybyś mogła cokolwiek zmienić w swoim życiu - co by to było?

To pytanie jakby z góry zakłada, że musi chodzić o zmiany na które wpływu nie mamy. Więc idąc w tę stronę odpowiem, że chciałabym częściej trafiać na odpowiednich ludzi i w odpowiednie miejsca.
Chyba jestem dostatecznie zadowolona ze swojego życia, bo nie wiem jak dalej odpowiedzieć na to pytanie:) Jasne, chciałabym wiele rzeczy np. zacząć ćwiczyć jogę, studiować religioznawstwo czy nauczyć się po prostu robić ładny makijaż, ale to wszystko jest przecież do zrealizowania przy odrobinie mojego własnego wysiłku.

2. Jaką cechę najbardziej cenisz w ludziach?

Szczerość i naturalność. Lubię ludzi, którzy są prawdziwi w tym co mówią i robią. I nie chodzi o to, żeby mówić na głos co nam tylko przyjdzie do głowy. Ważne, żeby nie udawać i powiedzieć czasem coś nieoczywistego czy dziwnego, jeśli akurat tak czujemy:) Ważne, żeby być sobą:)

3. Jakimi wytycznymi kierujesz się kupując buty(np. wygoda, cena, design, trendy...)

Patrząc na wszystkie moje buty muszę przyznać, że są przede wszystkim wygodne i kupione w cenie dostosowanej do zasobności mojego portfela. Trendami raczej nie zawracam sobie głowy. A i jeszcze jedno, zawsze zwracam uwagę na kolor. I nie musi pasować do mojej garderoby, ważne żeby pasował do mnie ;)

4. Poleć książkę, która w wyraźny sposób wpłynęła na Twoje życie - jeśli takiej nie ma to inną( z uzasadnieniem polecenia).

Mam trzy ukochane książki i nie wiedziałam, którą wybrać. Decyduję się ostatecznie na Mistrza i Małgorzatę Michaiła Bułhakowa. Po przeczytaniu tej książki nie zapragnęłam być wiedźmą, nie urządziłam imprezy w stylu balu u szatana i nie zaczęłam obsesyjnie szukać kotów jeżdżących tramwajem;) Ale historia Mistrza i Małgorzaty na pewno mnie poruszyła, do tego stopnia że książkę przeczytałam już 3 razy. Ostatnio udało mi się nawet nabyć własny egzemplarz ( po taniości;)) i przymierzam się do kolejnego czytania jak znajdę trochę czasu. Podsumowując, książka pozwala spojrzeć na świat trochę inaczej i (taki banał) przywraca wiarę w tych dobrych i uczciwych, którzy ostatecznie będą szczęśliwi. Jeśli nie czytaliście, bardzo Was zachęcam:)

5. Jaki jest Twój wymarzony partner (3-5 najbardziej preferowane cechy).

 Co najważniejsze to: zabawny (ale jako że mam trochę specyficzne poczucie humoru to ciężki warunek do spełnienia;)) i inteligentny. Najlepiej żeby był też trochę nierozgarnięty ( jak ja:D), we dwójkę będzie raźniej się gdzieś gubić. A jeśli chodzi o wygląd, musi mnie czymś po prostu zainteresować. Podobają mi się faceci z długimi włosami i o niebieskich oczach, ale nie jest to jakąś regułą. Przystojniak bez charakteru jest po prostu nudny. Więcej wymagań nie mam, za wszystkie bardzo (nie)żałuję i na przyszłość postaram się być bardziej wyrozumiała;)

6. Jaki film ostatnio widziałaś? Czy przypadł Ci do gustu? 

Niemiecki film Blaszany bębenek obejrzany w ramach Tygodnia Kultury Niemieckiej. Hmm... dla osoby, która nienawidzi dzieci oglądanie przez ponad dwie godziny nieznośnego chłopca z bębenkiem było wyzwaniem. Bo chłopiec ten postanowił nie rosnąć... Film jest ciekawy i cieszę się, że go zobaczyłam. Dla zainteresowanych klik.

7. Gdybyś miała porównać się do zwierzątka to kim byś była? 

Pewnie jakimś rajskim ptakiem, bo cenię sobie wolność. Najlepiej takim, który czasami lata swoimi drogami. To pierwsza odpowiedź, która przyszła mi do głowy:)

8. Którą bajkę z dzieciństwa najcieplej wspominasz? 

Po krótkim zastanowieniu, mam! Kucyki Pony,oczywiście starą wersję. Łaa, muszę zapytać mamy czy w domu nadal jest ta kaseta;) Obejrzałam te same odcinki nieskończoną ilość razy, po Kucykach była jeszcze jakaś bajka, którą lubiłam... Muszę znaleźć tę kasetę! :D

9. Czy wciągasz się w seriale( jeśli tak to jakie)? 

Taaak, i to bardzo:D Chociaż muszę przyznać, że po obejrzeniu kilku sezonów zdarza mi się "porzucić" jakiś serial i dopiero po jakimś czasie nadrobić zaległości, na tym etapie jestem np. z Dawno, dawno temu. Gustu określonego nie mam, lubię seriale kryminalne typu Kości, ale czasami oglądam też Gotowe na wszystko. Doceniam genialny humor w Przyjaciołach i Jak poznałem waszą matkę. I oczywiście namiętnie oglądam Housa.

10. Co jest według Ciebie największą zaletą płynącą z tego, że żyjesz? 

Możliwość doświadczania nieznanego. Każdego dnia mam tę wspaniałą możliwość, żeby coś zmienić, zrobić inaczej , nawet jeśli to tylko dodanie do owsianki po raz pierwszy np. arbuza( blee) zamiast jabłka czy dotarcie gdzieś inną uliczką niż zazwyczaj;) Jestem z tych osób, które kolekcjonują doświadczenia. Warto codziennie, zaraz po otworzeniu oczu, uświadamiać sobie, że dzisiaj możemy doświadczyć czegoś nowego! Humor od razu się poprawia:)

11. Co oceniasz jak naj(zaje)fajniejsze doświadczenie życiowe, które najchętniej byś powtórzyła? 

Woodstock, zdecydowanie! I powtórzę to jeszcze nie raz. To po prostu kilka dni, mnóstwo pozytywnych ludzi i wspaniałych chwil, za którymi tęskni się później cały rok. Jakoś tak na Woodstocku odzyskuje się wiarę we wszystko, bo otaczają Cię (nie)normalni ludzie:D Podczas Woodstocku czuję, że nareszcie jestem we właściwym miejscu. Co tu będę pisać, sami się przekonajcie. Polecam! :)

Nareszcie udało mi się odpowiedzieć na wszystkie, niełatwe zresztą pytania, a post miałam zaczęty już od dawna. 10 była najtrudniejsza.

wiedzcie, że Was obserwuję :D


Zastanawiałam się czy nominować kolejne dziewczyny do odpowiedzi, ale ponieważ to ma być zabawa to kilka z Was wciągnę:) Najpierw pytania:

1. Jesteś perfekcjonistką czy raczej wszędzie rozrzucasz swoje rzeczy?
2. Do jakiej chwili dzieciństwa wróciłabyś najchętniej?
3. Ulubiony cytat, powiedzenie lub po prostu słowo(polskie lub w języku obcym).
4. Gdzie najbardziej chciałabyś zamieszkać( państwo lub jakieś miejsce w Polsce).
5. Ulubiony film( lub kilka, jeśli wolisz:)).
6. Czy w ostatnim czasie udało Ci się zrobić coś z czego jesteś szczególnie dumna(np. ugotować pyszny obiad;))?
7. Jesteś kawo- czy herbatomaniaczką:)?
8. Czy lubisz dzieci?
9 i 10. Podaj 2 dowolne fakty o sobie:)

Pytania wymyślone przed chwilą, pewnie gdybym miała więcej czasu byłyby inne;)
Nominuję dziewczyny, których blogi czytam i które ( wiem, bo czasami zostawiają ślad w postaci komentarza;)) nasz blog też podczytują:)

Eulallia e-blondynka
 BeautyGuardian
 Kłaczek
 Anszpi- Droga do perfekcyjnych włosów
 ForPleasure
 tyśka bloguje
 blondelook74
 Marta Wójcik

Bardzo mnie ucieszy, jeśli choć jedna z Was znajdzie chwilkę i odpowie. Powtórzę to co napisała Ev, jeśli ktoś spoza listy chce dołączyć to zabawy, proszę o zostawienie komentarza:) Będzie mi miło poznać Was chociaż trochę, od tej mniej włosowej strony. 

Trzymajcie się cieplutko,

Shirley





niedziela, 8 listopada 2015

Niedziela dla włosów: wodorosty, wodorosty wszędzie!

Hej! 

Z pomysłem na niedzielę z użyciem dzisiejszej bohaterki nosiłam się już chyba od wakacji. Od kiedy w Lidlu kupiłam saszetkę z nurtującym mnie od bardzo dawna zielonym proszkiem, nie mogłam się doczekać kiedy go przetestuje. Oczywiście pewnie większość z Was już odgadła, że mowa o SPIRULINIE

Kiedy w sklepie na półce, wcale nie z kosmetykami, ani nie w koszach promocyjnych, tylko gdzieś w dziale spożywczym, zobaczyłam elegancką białą saszetkę z nazwą podskoczyłam, sprawdziłam cenę i pytającym wzrokiem popatrzyłam w stronę taty. Wiedział już chyba co się święci bo usłyszałam tylko „Noo weź sobie”. Wiedział, że kiedyś w Biedronce przegapiłam saszetki z algami i od tamtej pory w sklepach wypatruję czegoś podobnego. Jednak spirulina w Lidlu była całkiem niespodziewana i niewyczekiwana. Gdy szliśmy do kasy, tata dodał (chyba z nadzieją, że to jednak nie na włosy) „Na co ci to?” Wydałam z siebie chyba charakterystyczne dla mnie „hue hue hue” i wszystko było wiadomo.

Spirulina prędzej czy później trafi na włosy. 

Stało się to zdecydowanie później. Musiało minąć dwa miesiące, ale to za sprawą dość błahą. Zapach, to było coś, co mnie skutecznie od spiruliny odstręczało. Nie miałam wcześniej pojęcia, że to tak ohydnie pachnie. Czytałam nie raz, ale z doświadczenia stwierdziłam, że dla każdego zapach to kwestia indywidualna. Nie tym razem. 
Przesypałam proszek z saszetki do pudełeczka po kremie i zostawiłam w łazience. 
Kiedy już w Krakowie rozmawiałam z mamą przez telefon, zapytałam czy przypadkiem tego nie ruszała. Nie bardzo wiedziała, o jaki słoiczek chodzi i zapytała co w nim jest.
Powiedziałam prawdę - mała bomba biologiczna, bardzo sypka i śmierdząca
Mama po chwili pauzy, wręcz ze stoickim spokojem zapytała tylko dlaczego trzymam takie rzeczy w łazience. Ciekawość nie zwyciężyła i mama nie otworzyła słoiczka. Jednak mnie niemałą radość sprawiało raczenie domowników tym zapachem. Kiedy "przy okazji" podłożyłam ją Młodemu pod nos, nie był zachwycony. Podobnie P. i mama, która nawet nie chciała tego powąchać.

Dzisiaj postanowiłam utrzeć nosa śmierdzącemu wodorostowi, który zresztą nazywany jest mlekiem Matki Ziemi. A to ze względu na wysokie stężenie rzadkiego kwasu gamma-linolenowego, którego działanie ma korzystny wpływ na nasz organizm. Oprócz tego w spirulinie znajdziemy białko, a właściwie mega zawartośc białka. To powinno zainteresować tych, którzy nie jedzą lub nie przepadają za mięskiem. W spirulinie jest ok trzy razy więcej białka niż właśnie w mięsie
Spirulinę można zatem spożywać z jedzeniem np. blendując w smoothie. Do celów kosmetycznych także nadaje się idealnie. Ponoć jako maseczka ma zbawienny wpływ na cerę. A użyta do włosów, prostuje, dociąża odżywia i wspomaga walkę z wypadaniem włosów. 

Chyba właśnie to  zmotywowało mnie dziś do nie tylko otworzenia „bombowego” słoiczka ale i przetestowania zawartości. 
Niestety zaczęłam późno i wszystkie zdjęcia są zrobione w sztucznym świetle. Jakość też pozostawia wiele do życzenia, ale zostawiłam w domu aparat i w Krakowie do zdjęć służy mi tylko telefon ;)

Punkt pierwszy: podkład
Mam na myśli mgiełkę, którą też zrobiłam inaczej niż zwykle: do butelki z atomizerem wlałam: 
  • ostudzoną słodką herbatę
  •  dwie pompki olejku Alterra „Brzoza i pomarańcza”
  • 4 krople gliceryny

Tą mieszankę trzymałam na włosach ok. pół godziny

Punkt drugi: maska 
Do miseczki trafiły: 
  • ok. trzy łyżki świeżo kupionej odżywki Isana 
  • tyle samo żółtej kauflandowej odżywki 
  •  łyżka odżywki Joanna Naturia „Miód i cytryna”
  • łyżeczka mąki ziemniaczanej (z racji tego, że dwie ostatnie odżywki mają lejącą konsystencję)
  • łyżeczka spiruliny – jako gwóźdź programu 
Miksturę rozmieszałam, nałożyłam na zwilżone mgiełką włosy na ok. pół godziny. Maskę zmyłam płynem Facelle i na końcówki nałożyłam jeszcze odrobinę odżywki Avokado i Karite (w obawie przed przesuszem na końcówkach).



Spirulinowa maź wcale nie wyszła tak bardzo zielona jak się obawiałam ;)

Moje włosy jak widać wręcz wypiły maskę, także nie ubrudziłam nią nawet za bardzo czoła

Uwagi:
Dla blondynek: spirulina na pewno nie zmienia koloru
Dla lubiących porządek: wcale nie brudzi łazienki, ani ubrań
I najważniejsze: NIE JEST WYCZUWALNA :)

Efekty:
Niestety zdjęcia nie oddają do końca tego co udało mi się, albo czego nie udało uzyskać..
Przy spłukiwaniu maski spirulinowej włosy były bardzo miękkie, końcówki również. Włosy podczas schnięcia (co dziwne) nie puszyły się jak zawsze (czyli bardzo). Myślałam, że czeka mnie efekt wow, ale to chyba jednak nie to. Włosy mimo, że były jeszcze trochę wilgotne zakręciłam w koczka i chwilkę odczekałam, rozczesałam. Odrosty są bardzo błyszczące, sypkie. Przednie krótsze partie chyba za bardzo dociążone. A końcówki mimo serum silkonowego zbyt lekkie, pewnie wina proteinek ;) 

po rozwinięciu koczka, nie ułożyły się w fale, widać, że są bardziej rozprostowane




W każdym razie nie zrażam się i po spirulinę sięgnę jeszcze nie raz. Postaram się jeszcze jutro zrobić zdjęcia w świetle dziennym. Do jutra też moje włosięta odpoczną, doschną i będę widziała bardziej miarodajny rezultat zmagań ze śmierdzącym wodorostem. :)

A Wam jak minęła niedziela?
Używałyście kiedyś do czegoś spiruliny? Jestem ciekawa wszelkich konfiguracji, jedzeniowych, kosmetycznych i włosowych :)

Pozdrawiam Was cieplutko!

PS. Zdjęcie z rana, już w normalnym, dziennym świetle. Włosy dzisiaj są dość sztywne, miła odmiana, bo nie jest to taka "druciana" sztywność, tylko na tyle elastyczna, że nadaje włosom objętości. Jednak końcówki zostały latające. Nocny koczek nie przyczynił się do powstania jakichś nieregularnych odkształceń jak to było w przypadku Equilibry i jej proteinek (link do postu).



/Ania

poniedziałek, 2 listopada 2015

Niedziela dla włosów:henna Venita

Witajcie !

Właśnie skończyłam oglądać Wiek Adaline i zabieram się do pisania. Chociaż nadal jestem pod wrażeniem filmu, przystojnego Michiela Huismana i pięknych włosów Blake Lively. Jako naturalna blondynka miłośniczką blondów... nie jestem, co zawsze powtarzam ;) Mimo to włosy tytułowej Adaline mnie zachwyciły, mają śliczny odcień. Polecam Wam film( chociaż liczyłam na bardziej oryginalne zakończenie) i przechodzę do Ndw.


Na weekend przyjechałam do rodziców więc zarówno kuchenny asortyment jak i możliwości działania miałam większe niż u siebie;) I skorzystałam z tej okazji, bo już od jakiegoś czasu miałam w planach hennę, a z nią trochę ciapania jest.

W sobotę wieczorem nałożyłam na całą noc olejek limonkowy z Alterry. Rano zemulgowałam go bananowym Kallosem, a skórę głowy umyłam miodowym mydełkiem od Babuszki. Potem zaczęłam przygotowywać hennę. Są dostępne dwie wersje, ja jestem zdecydowanie zwolenniczką tej w proszku niż w kremie. Kolor jest trwalszy i intensywniejszy, a nakładanie też nie sprawia wielkich problemów. Taką saszetkę dzielę sobie na 2 razy i spokojnie mi wystarcza. Zwykle jest to odcień 4, tak też było tym razem( zapomniałam zrobić zdjęcie opakowania).

Zmieszałam proszek z:

  • odpowiednią ilością ciepłej wody
  • jedną pompką olejku z Alterry
  • kroplą olejku rycynowego
  • łyżeczką maski Alterra Granat i Aloes
Za każdym razem dorzucam do henny czegoś innego żeby trochę poeksperymentować:)




















Taką papkę nakładałam właśnie widoczną na zdjęciu szczoteczką na wilgotne włosy. Trochę to zajęło, ale nikomu w domu nie ufam na tyle żeby powierzyć włosy w jego ręce;)
Hennę trzymałam pod czepkiem i ręcznikiem jakieś 2 godziny. Zwykle nie trzymam jej aż tyle, bo najzwyczajniej nie ma takiej potrzeby. Ale tym razem tak wyszło.

Po tym czasie spłukałam hennę ciepłą wodą i doznałam tego przyjemnego uczucia pogrubienia włosów. Dosłownie na chwilę nałożyłam jeszcze rosyjski balsam na kwiatowym propolisie żeby uniknąć ewentualnego przesuszania i splątania włosów. Końce i długość zabezpieczyłam jeszcze takim specyfikiem:




Kupiłam go z myślą używania w domu, jak np. przyjadę na weekend, więc jedyne co mogę o nim teraz napisać to, że ładnie pachnie:)













A teraz efekt końcowy. Zdjęcia robione przed chwilą, przez mojego brata, więc ich jakość hmm... same zresztą zobaczcie;) (wybrałam i tak najlepsze)

mama grozi, że wyrzuci mi tę bluzę,bo wygląda strasznie...ale ja ją uwielbiam:D
końce dziwnie się wywinęły;)



Kolor nie wyszedł tak intensywny jak zwykle, ale i tak mi się podoba. Gdyby tylko włosy zaczęły się normalnie układać byłabym w pełni zadowolona. 

Zostawiam Was i korzystając z wolnego popołudnia w domu wracam do oglądania filmów;)

Pozdrawiam ciepło,

Shirley 








Październikowe podsumowania :)



Cześć kochani!
Dzisiejszy post będzie krótszy, podsumowujący i trochę usprawiedliwiający. :) 

Dawno mnie tu nie było. Przepraszam Was ale obowiązki szeroko pojęte „uczelniane” wzięły górę. Myślę, że póki co wszystko się wyklarowało i będę częściej się tu pojawiać. Założyłam nawet specjalny zeszyt, żeby spisywać pomysły, które migają mi w głowie w najmniej oczekiwanych momentach. 

Swoją drogą, kiedy w ciągu tych kilku tygodni miałam chwilę czasu i siadałam przed komputerem żeby coś napisać, nie mogłam sklecić nic konkretnego. Ani to było ładne, ani zgrabne. Z kolei kiedy kładłam się padnięta spać i wiedziałam, że zostało mi kilka godzin snu, do głowy wpadały mi różne pomysły. Zdania same się układały, a mój mózg zaczynał demonstracje i protesty przeciwko odpoczynkowi. „Ania, po co Ci się wyspać, jak można leżeć i analizować milion spraw, o których wcześniej nawet być nie pomyślała?” „Chcesz się wyspać? Nie dzisiaj!” Czasem wstawałam tak nieogarnięta, że gdybym była piesełem to w jakimś światowym rankingu bez problemu plasowałabym się na miejscu ex aequo z shar peiem.

odsyłacz do zdjęcia

Czy Wam też się to zdarza? Niekoniecznie, że wyglądacie jak sharpei, ale że Wasz mózg urządza sobie dyskotekę, kiedy Wam naprawdę chce się spać? :) 

Przechodząc do sedna. 

Ta cała zaganiana sytuacja odbiła się bardzo na moich włosach. A że przy tym nie miałam akurat swoich ulubionych kosmetyków, doprowadzenie moich farbowańców do względnego GoodHairDay graniczyło z cudem. W dodatku włosy lecą mi z głowy tylko delikatnie mniej niż dwa miesiące temu… biorę końską dawkę Revalidu i widzę tylko szybszy przyrost zamiast zahamowania wypadania.
W ciągu tych ostatnich dwóch tygodni nie robiłam wiele z włosami. I dlatego, że czas nie bardzo mi na to pozwalał, i dlatego, że nie chciałam tych włosów zbytnio obciążać kosmetykami. Jedyną bardziej złożoną maską, którą nałożyłam była maska z drożdży, miodu, oleju i odżywki Planeta Organica z masłem mango. Włosy były po niej naprawdę przyjemne. Przez dwa dni zachowały świeżość, co ostatnio też jest u mnie bardzo trudne do osiągnięcia. Przerzuciłam się na mycie mocniejszym szamponem - Yves Rocher przeciw wypadaniu. Chciałam nim wzmocnić wewnętrzne działanie Revalidu. Ale..ta współpraca raczej nie wypaliła.
Jednak oprócz minusów, są też plusy. W październiku odkryłam swojego włosowego ulubieńca, balsam na kwiatowym propolisie Babuszki Agafii, którego odlewkę dostałam od Shirley. Wiem, że kupię pełnowymiarową wersję :D 

Jako, że post pojawia na początku miesiąca, wrzucam zdjęcia włosów, które robiłam w październiku. Głównie te lepsze dni, bo BadHairDay-ów, nie mam cierpliwości uwieczniać :D


jeden z BHD

po balsamie Agafii



 
Po Eguilibrze, raz na jakiś czas porządnie odżywia, stosowana częściej potfafi przeproteinować.
U mnie przyczynia się do mocniejszego odkształcania ;)


      

Z wczoraj - 7 rano (odkształcone po koczku) i ok 12

Pomysły i czas na następne wpisy już są, także obiecuje, że teraz będą się pojawiać częsciej :) Kuchenne "aktualizacje" pojawiają się w miarę możliwości na Insta, jednak post poświęcony kulinariom mam już w głowie. Nic tylko usiąść przed komputerem z kubkiem herby i pisać:)  

Pozdrawiam Was serdecznie! 
/Ania 



                       

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...