czwartek, 27 października 2016

Co masz zrobić jutro, zrób dziś- jesiennych przemyśleń cz.2

Cześć wszystkim!
Wszystkim, którzy jeszcze nie uciekli zniechęceni panującą od jakiegoś czasu pustką na blogu.




Co masz zrobić jutro, zrób dziś... znacie to powiedzenie, prawda? Powinno stać się moją dewizą życiową, na razie jest jednak wręcz odwrotnie. Z uporem maniaka odkładam wszystko na później, od spraw najdrobniejszych jak kupienie zielonej herbaty, która właśnie mi się skończyła po te dużo poważniejsze, jak pisanie pracy licencjackiej. Niestety wzorem filmowej Scarlett z ,,Przeminęło z wiatrem'' mówię sobie ,,pomyślę o tym jutro". A to jutro okazuje się ciągnąć dniami, tygodniami, miesiącami... Właśnie tak było z pisaniem postów na bloga. Pomysłów i tematów miałam co niemiara, ale miałam i wciąż mam także dużo wyrozumiałości dla swojego lenistwa. Na szczęście dostałyśmy z Anią motywacyjnego kopniaka od kilku osób, które pytały czy będziemy coś jeszcze pisać lub co gorsza spisały nas już na straty. Więc od dzisiaj( nie od jutra!) ruszamy. Bez narzekania, za to z dużą dawką optymizmu i inspiracji, kuchennych, włosowych i ... podróżniczych. Ale o tym za chwilę:)
Patrząc na powyższy kolaż zdjęć możecie się zastanowić o co w tym chodzi. Już wyjaśniam:) Wczoraj dotarło do mnie, że tak naprawdę większość z Was nie ma pojęcia jak wyglądam. Kiedy powstawał ten blog byłam wręcz przekonana, że nie pojawią się tu żadne moje zdjęcia, z wyjątkiem zdjęć włosów, robionych od tyłu. Bo przecież to miał byc tylko blog włosowy. Od tamtej pory blog się jednak rozrósł, podobnie tematyka postów jak i grono osób regularnie komentujących nasze wpisy. Zależy nam na tym, żeby #wkuchni zapanowała prawdziwie kuchenna, ciepła atmosfera, taka że nic tylko rozsiąść się wygodnie z kocykiem i kubkiem herbaty i czytać:) Dlatego nadszedł czas się pokazać:)
A co do reszty zdjęć, są zapowiedzią... Zapowiedzią nowego rodzaju wpisów. Raz na jakis czas będziemy Was z Anią zabierać w podróże. Nie tylko te kulinarne, które można przeżywać nie ruszając się z kuchni, ale też w dalsze.
Z pomysłem pisania relacji z podróży noszę się juz od dawna. Tak się składa, że sporo udało mi ostatnimi czasy zwiedzić. To jedno z moich nielicznych, wakacyjnych osiągnięć jakim mogę sie Wam pochwalić, a raczej nie tyle pochwalić, co Was zainspirować :)

Dajcie znać w komentarzach co myślicie o podróżniczej tematyce postów:)
Niebawem ukaże sie też post o włosach, które po podcięciu w ten weekend niesamowicie zniszczonych końcówek będę mogła na blogu pokazać. Poza tym podzielę się z Wami przepisem na tartę z porami i fetą, która okazuje się jak na razie moim absolutnym hitem tej jesieni:)

Trzymajcie się cieplutko,

Shirley




 


Nic nie dzieje się bez powodu - jesiennych przemyśleń cz. I

Hej wszystkim!



NarzekAnia – czyż nie piękne imię, pseudonim i ksywa dla Ani, która ciągle biadoli? No właśnie, przez ostatnie tygodnie, być może takie określenie opisywałoby mnie najlepiej. Znowu zjawiam się tutaj po mega przerwie i przepraszam tych, którzy za brak aktywności na blogu chcieli nas spisać na straty – a doszły nas z Shirley takie słuchy. 

Wierzycie w przypadki, zbiegi okoliczności, czy raczej uważacie, że nic nie dzieje się bez przyczyny? 

U mnie, jak się okazuje, w ciągu ostatnich tygodni, a konkretniej dni – stadium zbiegów okoliczności, dziwnych wydarzeń i właśnie przypadków – osiągnęło swoje apogeum. Wszystko to okraszone było z mojej strony narzekaniem, niedowierzaniem i rozbieraniem każdego „wydarzenia” na czynniki pierwsze. Jak, po co i dlaczego? To triada pytań, która towarzyszyła mi codziennie, od otworzenia jednego oka z rana, po jego zamknięcie wieczorem. Przy okazji, na sen też ostatnio narzekałam – na to, że powinnam krócej i mniej czasu przeznaczać na tę cudowną czynność. Ostatnio stwierdziłam, że nic w życiu nie osiągnę, jeśli prześpię jego połowę. Czyżby jesienna depresja? A może coś innego.. I tutaj można zacząć tworzyć scenariusze wymówek, które nasz mózg potrafi wymyśleć, żeby wytłumaczyć sobie nasze.. no właśnie co? Lenistwo, wygodę, przyjemności jakie z tego płyną? 

Dygresja: U mnie jedną z wielu takich przyjemności, której ostatnio doświadczyłam i wytłumaczyłam ją sobie według mnie bardzo rozsądnie był: OKRES. Czyli coś, co jest najlepszą wymówką na wszystko! Tym razem padło na lody. Ogólnie za nimi nie przepadam. W wakacje nie jem ich gałkami, rożkami, łyżkami i czym tam jeszcze można. Są to są – super, ale dla mnie nie ma różnicy. Jednak dla jednego zrobiłam wyjątek i to nie w lecie, a przedwczoraj. W wakacje z uporem maniaka poszukiwałam Magnum Double Peanut Butter. Nie było go nigdzie – wierzcie mi. Szukałam wszędzie tam, gdzie stanęła moja noga. 
W tamtym tygodniu byłam w Biedronce, pod blokiem. Leżał w lodówce z lodami, do której nie mam zwyczaju zaglądać, tym bardziej o takiej porze roku. To był piątek, postanowiłam, że nie go nie kupię, ale jak wrócę po weekendzie i wciąż będzie na mnie czekał, z wielkim namaszczeniem włożę go do koszyka i skonsumuję przy dźwięku fanfarów z Youtuba. Od tamtego czasu nie byłam w Biedronce, prawie, że zapomniałam o moim Magnumie. Pech chciał, że we wtorek nie najlepiej się czułam, za co odpowiedzialny był oczywiście okres. I nagle wpadł mi do głowy pomysł, że to idealny czas na zjedzenie lodów – wszystko jedno jakich, wszystko jedno skąd. Zamiast Biedry, wybrałyśmy z koleżanką Tesco. Magnum czekał na mnie, w jednej z lodówek. Koleżanka powiedziała mi, że wcale nie jest dobry. Przyjęłam do wiadomości, ale i tak musiałam sprawdzić, bo przecież chodzi o masło orzechowe(!). Wróciłam do mieszkania. Lód był już na wpół roztopiony, otworzyłam opakowanie i z miłością zabrałam się do zjadania go łyżeczką i wiecie co? BEZ REWELACJI. Tutaj zaczęłam się zastanwiać, czy naprawdę go potrzebowałam. Czy to nie szum, który powstał wokół smaku tego loda tak mnie nakręcił, że musiałam go spróbować i szukałam ku temu wymówki?

Nic się nie zmienia od na tyłku siedzenia 

Możecie się zastanawiać po co piszę ten post..
Postanowiłam (któryś już pewnie z kolei raz), że trzeba utrzeć nosa narzekaniu i jesiennej melancholii. Do tego wszystkiego skłoniły mnie i niejako zmotywowały przytoczone przeze mnie wcześniej zbiegi okoliczności. Nie będę opowiadać ich historii, bo chcąc rozwodzić się nad każdym, wyszłaby z tego niezła lektura :D 

W każdym razie, dwoma ostatnimi bodźcami, dzięki którym w ogóle wzięłam się za cokolwiek, oprócz jedzenia, spania, czytania i narzekania – była wczorajsza rozmowa z Shirley. Trzymajcie kciuki, bo jeśli wieczorne pogaduchy O ŻYCIU wpłynęły na nas obie tak samo, to w niedługim czasie zobaczycie tutaj Shirley. Drugim czynnikiem, który sprawił, że zrobiłam rachunek sumienia i uwzględniłam w nim wszystko, co działo się ostatnio, był post na Instagramie. Tutaj ukłon w stronę Angeliki i MonikiCandy Pandas Blog. Dziewczyny – podziwiam Waszą energię, zapał i chęci. Wasz post o aplikacji do narzekania spowodował, że wzięłam na warsztat moje żale i stwierdziłam, że dłużej tak być nie może. Uznałam, że to nie przypadek, że akurat dzisiaj opublikowałyście opis pod zdjęciem, tak bardzo dotykający tego, nad czym ostatnio bardzo długo myślałam i .. narzekałam :D. 


A na koniec zostawiam Was ze zdjęciami, autorstwa mojej Mamy, dzięki którym widzę, że jesień może być piękna. :)





Wszystkich, którzy do nas zaglądają serdecznie pozdrawiam! Jesteśmy z Shirley ciekawe, jak Wy radzicie sobie z jesienną melancholią i skąd czerpiecie swoją energię? Z chęcią skorzystamy z Waszych porad i inspiracji!

Ania :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...