Właśnie skończyłam oglądać Wiek Adaline i zabieram się do pisania. Chociaż nadal jestem pod wrażeniem filmu, przystojnego Michiela Huismana i pięknych włosów Blake Lively. Jako naturalna blondynka miłośniczką blondów... nie jestem, co zawsze powtarzam ;) Mimo to włosy tytułowej Adaline mnie zachwyciły, mają śliczny odcień. Polecam Wam film( chociaż liczyłam na bardziej oryginalne zakończenie) i przechodzę do Ndw.
Na weekend przyjechałam do rodziców więc zarówno kuchenny asortyment jak i możliwości działania miałam większe niż u siebie;) I skorzystałam z tej okazji, bo już od jakiegoś czasu miałam w planach hennę, a z nią trochę ciapania jest.
W sobotę wieczorem nałożyłam na całą noc olejek limonkowy z Alterry. Rano zemulgowałam go bananowym Kallosem, a skórę głowy umyłam miodowym mydełkiem od Babuszki. Potem zaczęłam przygotowywać hennę. Są dostępne dwie wersje, ja jestem zdecydowanie zwolenniczką tej w proszku niż w kremie. Kolor jest trwalszy i intensywniejszy, a nakładanie też nie sprawia wielkich problemów. Taką saszetkę dzielę sobie na 2 razy i spokojnie mi wystarcza. Zwykle jest to odcień 4, tak też było tym razem( zapomniałam zrobić zdjęcie opakowania).
Zmieszałam proszek z:
- odpowiednią ilością ciepłej wody
- jedną pompką olejku z Alterry
- kroplą olejku rycynowego
- łyżeczką maski Alterra Granat i Aloes
Taką papkę nakładałam właśnie widoczną na zdjęciu szczoteczką na wilgotne włosy. Trochę to zajęło, ale nikomu w domu nie ufam na tyle żeby powierzyć włosy w jego ręce;)
Hennę trzymałam pod czepkiem i ręcznikiem jakieś 2 godziny. Zwykle nie trzymam jej aż tyle, bo najzwyczajniej nie ma takiej potrzeby. Ale tym razem tak wyszło.
Po tym czasie spłukałam hennę ciepłą wodą i doznałam tego przyjemnego uczucia pogrubienia włosów. Dosłownie na chwilę nałożyłam jeszcze rosyjski balsam na kwiatowym propolisie żeby uniknąć ewentualnego przesuszania i splątania włosów. Końce i długość zabezpieczyłam jeszcze takim specyfikiem:
Kupiłam go z myślą używania w domu, jak np. przyjadę na weekend, więc jedyne co mogę o nim teraz napisać to, że ładnie pachnie:)
A teraz efekt końcowy. Zdjęcia robione przed chwilą, przez mojego brata, więc ich jakość hmm... same zresztą zobaczcie;) (wybrałam i tak najlepsze)
mama grozi, że wyrzuci mi tę bluzę,bo wygląda strasznie...ale ja ją uwielbiam:D |
Ładnie błyszczą :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńKolorek wyszedł Śliczny ;) miałam kiedyś to serum arganowe i bardzo go lubiłam ale nie było wydajne :)
OdpowiedzUsuńTeż to zauważyłam, niby tak rzadko używam a już połowy nie ma;)
UsuńBardzo ładny kolor wychodzi, no i włosy wyglądają na zdrowe :) Ja też lubię eksperymentować z henną! :D
OdpowiedzUsuńNie uszło to mojej uwadze, chętnie obserwuję wszelkie eksperymenty z henną;)
UsuńMam w najbliższym czasie w planie hennę bezbarwną... Po ostatniej nie zauważyłam pogrubienia włosów:( jajkiem firmy hennę stosujesz?
OdpowiedzUsuńBluza daje radę^^
Testowałam jedynie Venitę, ale nie widziałam nigdzie wersji bezbarwnej. Ostatnio pierwszy raz przy używaniu henny wyczułam pogrubienie włosów, nie mam pojęcia od czego to więc zależy...
UsuńPozdrawiam:*
O matko, teraz widzę to"jajko" oczywiście chodziło mi o "jakiej"...
UsuńMuszę dojść do tego pod czego to zależy, bo moim cieniutkim włoskom przydałoby się pogrubienie...
Hah, nawet na to "jajko" uwagi nie zwróciłam ;)
UsuńTeż mam z natury cienkie włosy więc postawiłam bardziej na gęstość niż walkę o grubość, tak jest łatwiej :)
Ciekawy eksperyment - wszędzie czytałam, żeby nie dodawać oleju do henny, bo kolor nie wyjdzie, a tu proszę... Chociaż ja ostatnio po hennie umyłam włosy i nałożyłam odżywkę i mam jednak wrażenie, że wypłukiwała się nieco szybciej...
OdpowiedzUsuńJa czytałam żeby nie nakładać na włosy żadnej odżywki po hennie a i tak to robię;) natomiast złym pomysłem było dodanie maski z Alterry- jest po prostu za gęstaaa ...
UsuńŚliczny kolorek !
OdpowiedzUsuńDziękuję:) szkoda tylko że bardzo szybko się wypłukuje, ale to w końcu henna;)
Usuń