Cześć!
Na początku chciałabym przywitać w imieniu swoim i Shirley, nowe Obserwatorki i Komentatorki naszego bloga. Piszę w formie żeńskiej, bo obserwatorzy płci męskiej jeszcze się nie uaktywnili :D
A tak całkiem poważnie, z całego serca dziękujemy za szczere komentarze, odwiedziny i miłe słowa :*
Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną NDW, którą zapowiadałam już wczoraj na Instagramie. Chociaż post pojawia się trochę spóźniony, to niedziela odbyła się planowo. Wczoraj wieczorem postawiłam na sprawdzony zestaw.
Z racji tego, że wróciłam do mieszkania późnym popołudniem, nie miałam czasu myśleć nad przeróżnymi kombinacjami. Kusiła mnie PEH - owa pielęgnacja, ale jej poświęcę kiedyś całą wolną niedzielę.
Wczoraj na moich włosach wylądowała maseczka z jogurtem i skrobią ziemniaczaną.
Moje farbowańce lubią się z tymi dwoma kuchennymi produktami. Chociaż teraz zadaję sobie pytanie, czy mąka jest w moim przypadku kuchenna? Chyba nie, teraz zdecydowanie częściej używam jej do kosmetycznych eksperymentów niż do gotowania. Zdradzę Wam, o ile już wcześniej tego nie pisałam, że jako puder do twarzy sprawdza się świetnie.
A co oprócz łyżki jogurtu i czubatej łyżki mąki wylądowało w mojej miseczce?
- dwie łyżki maski Kallos Color – po małej wersji, zdecydowałam się na pełnowymiarową; bardzo odpowiada mi jej działanie, akurat trafiłam na promocję i zapłaciłam za nią ok. 9 zł w drogerii/aptece Mediq w Galerii Krakowskiej
- cztery krople gliceryny
- łyżka oleju Alterra „Brzoza i pomarańcza”
- odrobina nafty
Z tych składników wyszła spora ilość maski. Myślałam, że będę miała jej za dużo, a okazało się, że zużyłam całą zawartość miseczki i nawet trochę zabrakło.
Takie mazidełko nałożyłam pierwszy raz od bardzo dawna na suche, nie zwilżone niczym włosy. Z reklamówką i ręcznikiem na głowie paradowałam sobie po mieszkaniu około godzinę. Po tym czasie poszłam się wykąpać i przy okazji spłukać maskę.
Włosy podczas mycia były ciężkie i lejące. Jest to bardzo przyjemne uczucie, zwłaszcza że ostatnio dużo włosów mi wypadło i efekt „ciężkości” spotykałam niezbyt często.
Skórę głowy umyłam dwukrotnie:
- najpierw szamponem Yves Rocher do wypadających włosów, który chciałabym już zdenkować. Po nim na chwilę nałożyłam jeszcze na końcówki odżywkę Garnier Ultra Doux Avokado i Karite.
- za drugim razem skalp zmyłam zakwaszającym płynem Facelle.
Włosy zostawiłam do swobodnego wyschnięcia. Po ponad dwóch godzinach, wilgotne włosy rozczesałam i zawinęłam w koczka.
Kiedy dziś rano go rozkręciłam, włosy wyglądały tak:
Zrobiłam zdjęcie i znów skręciłam włosy w ślimaczka, bo wybierałam się na uczelnie, a pogoda za oknem nie rozpieszcza/ła. Potem, po powrocie z zajęć ponownie rozwinęłam lekko wilgotnego od deszczu koczka i włosy prezentowały się tak:
Końcówki po drugim rozkręceniu były pozbijane w strączki, choć w dotyku miękkie i dosyć elastyczne.
Kiedy rozczesałam czuprynę TT i zrobiłam kolejne zdjęcie już w jakimś bardziej przystępnym świetle, moje farbowańce były przyzwoicie wygładzone i już się nie strączkowały:
Wczorajsza niedziela nie była aż tak "eksperymentatorska" jak ubiegła. Mimo to uważam ją za udaną, choć bez efektu WOW. Wiedziałam jak podziałają poszczególne składniki i chodziło mi bardziej o odżywienie włosów niż uzyskanie spektakularnych efektów.
Pewnie byłabym bardziej zadowolona, gdyby nie strączkowanie. Ale winę zrzucam na pogodę, która sprawia, że moje włosy lubią się zbijać w kolonie – co im się dziwić, razem raźniej w taką szarugę ;)
Pewnie byłabym bardziej zadowolona, gdyby nie strączkowanie. Ale winę zrzucam na pogodę, która sprawia, że moje włosy lubią się zbijać w kolonie – co im się dziwić, razem raźniej w taką szarugę ;)
Jeśli kiedyś miałyście okazję testować jogurt naturalny, podzielcie się spostrzeżeniami, chętnie przeczytam.
Przeczytam też z wielką ciekawością jak tam Wasze NDW i czy Wy również czasem stawiacie na sprawdzone zestawy?
Pozdrawiam Was ciepło!
PS. W okolicach czwartku, na blogu pojawi się post z moimi odpowiedziami na pytania "Liebster Blog Award". Dlatego już dziś serdecznie zapraszam i oczywiście dziękuję za nominację, do wcale niełatwej zabawy! :)
/Ania
ładnie błyszczą :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ostatnio sama też zauważyłam, że połyskują nawet trochę bardziej niż zawsze. Ciekawi mnie, czy to może być zasługa nafty, bo jej z tego mojego maskowego zestawu używam chyba najczęściej ;)
UsuńPrzepiękne masz włosy ;) też często dodaję skrobię ziemniaczaną do masek :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) szkoda, że tak pierony lecą z tej głowy..
UsuńSkrobia jest przyjemnym składnikiem. Dla mnie to taki odbudowujący cement - od razu włosy wydają się gładsze. :D
Jaka śliczna koszulka na tym pierwszym zdjęciu <3
OdpowiedzUsuńHue hue dziękuję :* mam ją chyba od pięciu lat i jeszcze mi się nie znudziła, ani specjalnie nie zniszczyła :D
UsuńWłosy pięknie wyglądają;) A myślałam ostatnio by dodać mąki do maseczki na włosy;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Polecam! jeśli masz okazję to dodaj do maski i zobacz jak sprawdzi się na Twoich włosach :) Jestem bardzo ciekawa efektów :)
UsuńSuper włosy wyglądają, zresztą figura też:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za bardzo miłe słowa :)) również pozdrawiam!:)
Usuń