wtorek, 15 listopada 2016

Optymistyczne kotlety z kaszy jaglanej i fasoli

Hej! 

Dzisiaj wpadam do Was z przepisem, który na pewno przypadnie do gustu zarówno roślinożercom, jak i tym, którym konkretna porcja mięska na talerzu niestraszna. To, że te wegeburgery posmakują mięsożercom sprawdziłam, dlatego polecam Wam przepis, na który natknęłam się już kilka miesięcy temu na blogu ervegan.



Jeśli zaglądacie do nas regularnie, wiecie, że nie jestem wegetarianką, jednak mam za sobą epizod w postaci kilkuletniego niejedzenia mięsa. Stąd moje zamiłowanie do wege dań, jak i do potraw, w których znajdę na talerzu kawałek "uczciwego" mięsa. Piszę, uczciwego, ponieważ mimo, że nie jestem już wegetarianką, to mięsa i tak nie jem za często. Dlatego jeśli już to robię, dbam, żeby najzwyczajniej w świecie, wiedzieć co jem. Przetworzonym mięsnym pulpom parówkowym, kebabowym i napompowanym kurczakom itp. mówię nie, choć w zdarzało mi się w Krakowie w akcie mięsnej desperacji kupić pierś z kurczaka – jak każdemu studentowi(?). 

Lubię drób, choć u mnie w domu pojawia się bardzo rzadko. Tata nie lubi, mama podziela moje mięsne podejście, a Młody, jak już wiecie z wcześniejszych postów – jest niejadkiem i woli świnkę od kury. Jeśli mam okazję, zjadam coś co chodziło „wolne”, grzebało i dziobało w polu. Jednak o takie cuda coraz trudniej. Kiedyś tata przyniósł od znajomego kurkę - wyścigową. (Ob)skubana, widać było, że wysportowana i nikt jej pod dziób paszy nie podkładał. A rosół z takiej kurki – marzenie – z imbirem, czosnkiem i majerankiem – co ja rosołu nie lubię, to taki mogłabym jeść, nie przesadzając, co dwa dni :D

Ale nie o mięsie miała być dzisiaj mowa, a o jego braku. 

Często słyszę o wegańskich parówkach, jajkach, smalcu i czymś co ma wyglądać jak odzwierzęcy produkt. Nieraz słyszę, że to zamienniki, że mają przypominać smakiem mięsne wyroby. I tutaj zawsze moje zdziwienie, po co jeść coś co ma smakować jak mięso, jeśli jest się wege? Dla mnie akurat w tej chwili nie ma to znaczenia, bo z pewnością zjadłabym obie opcje. Niejednokrotnie słyszałam też słowa zawodu na temat tego, że burger z marchewki nie smakuje jak ten z Maka.. Wydaje mi się, że stąd może wynikać krytyka wege jedzenia przez mięskożerców. Przez nazwanie wegeburgera burgerem, oczekujemy smaku burgera wołowego, a nie warzywnego kotleta. Podobnie jest w innych przypadkach. 
A przecież wege „nie gryzie” (nie gryzło) i jeśli osoby, które go krytykują przestawią odrobinę myślenie, to sądzę, że i im niektóre pozycje w wegatariańskim/wegańskim menu mogą zasmakować. Wystarczy nie myśleć o nich w kategorii zamienników, a pełnoprawnych dań o nieco innym niż mięso smaku :D 

A teraz koniec moich dywagacji, przechodzmi do sedna - jaglano-fasolowych kotletów. 

Przepis nieco zmodyfikowałam, z prostej przyczyny – nie miałam kolendry i chilli. Jeśli takowe zalegają u Was na parapetach – tutaj oryginalna receptura.

Składniki: 
  • pół dużego kubka kaszy jaglanej 
  • puszka czerwonej fasoli
  • puszka kukurydzy
  • 5 łyżek koncentratu pomidorowego
  • 3 łyżki zmielonych płatków owsianych
  • ¼ kubka zmielonych nasion słonecznika
  • wędzona papryka – dla mnie im więcej tym lepiej, musicie pokierować się smakiem (w oryginale 2 łyżeczki) 
  • czerwona cebula/jeśli musielibyście specjalnie lecieć po nią do sklepu, biała o ile ją macie pod ręką, też będzie ok)
  • czarny sezam
  • olej rzepakowy
  • sól, pieprz + wasze ulubione przyprawy

I etap: 

Odmierzamy 1,5 kubka wody. Rozpuszczamy w niej koncentrat pomidorowy. Kaszę jaglaną przepłukujemy wrzącą wodą lub prażymy w suchym garnku, żeby pozbyć się goryczki (kaszę przygotujcie do gotowania tak jak robicie to zazwyczaj). Zalewamy kaszę mieszaniną koncentratu i wody. Ja nigdy nie mieszam kaszy po wlaniu do niej płynu, bo wtedy się przypala. Doprowadzamy do wrzenia. Musicie obserwować, czy kasza wypiła już cały płyn. Uważamy, by nic nie przypalić. Kasza nie powinna być „super” sypka, a delikatnie kleista.

II etap:

Fasolę wylewamy z puszki na sito i przepłukujemy wodą. ¾ blendujemy na gładką masę, resztę kroimy na mniejsze kawałki. Kukurydzę przepłukujemy na sicie, możemy pomóc jej obcieknąć, odsączając papierowym ręcznikiem. Siekamy cebulkę.
Zblendowaną fasolową masę dodajemy do kaszy i mieszamy. Dodajemy resztę dodatków: kukurydzę, resztę fasoli, czarny sezam, cebulę ( ja dodałam jeszcze posiekaną pietruszkę).


III etap: 

Zmielone płatki owsiane i słonecznik wrzucamy do burgerowej masy, dolewamy trzy łyżki oleju rzepakowego, sypiemy przyprawy. Mieszamy i odstawiamy masę do „przeżarcia” i zgęstnienia. Rozkręcamy piekarnik do 200 stopni Celsjusza. Mokrymi dłońmi formujemy kotleciki, u mnie idealnie sprawdziły się do tego ringi. Pieczemy ok 30 min, pod koniec przewracamy kotlety na drugą stronę i czekamy, aż się zrumienią (ja na chwilę włączałam górną grzałkę).



IV etap: Wyciągamy kotlety z piekarnika, podajemy tak, jak tylko nasza dusza, smak i apetyt zapragnie.

U mnie wersja z pieczonymi ziemniakami, pieczoną papryką, marchewkami i surówką z kiszonej kapusty. 

Jeśli chcielibyście zjeść je w tradycyjny sposób, w bułce - podsyłam przepis na maślane pyszne buły burgerowe, które piekłam przy okazji robienia mięsnego slow foodu.







Co powiecie na taki rodzaj obiadu lub kolacji? Jesteście otwarci na wege propozycje, czy jednak to mięso musi zwyciężać na talerzu? 


Pozdrawiam, 
Ania



4 komentarze:

  1. Wyglądają smakowicie :-). O uczciwe mięso ciężko w tym kraju :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyglądają naprawdę rewelacyjnie! :)
    Ja uwielbiam kotlety jaglane, mimo że jestem mięsożercą :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem otwarta:) ostatnio chodzą za mną paszteciki z czerwonej soczewicy i chyba wreszcie w tym tygodniu się za nie zabiorę...
    P pysznie to wszystko wygląda... I to się tak trzyma i nie rozpada, bez jajka?

    OdpowiedzUsuń

Jesteśmy wdzięczne za każdy ślad pozostawiony #wkuchni. Chętnie czytamy komentarze i cieszymy się z każdej nawiązanej rozmowy. Dołączajcie, dyskutujcie, dzielcie się własnymi spostrzeżeniami, a my na pewno zawitamy ze swoimi do Was! :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...