środa, 6 lipca 2016

Wakacyjna reAnimacja - podejście "ente"


Cześć, hej, ahoj! 


Przecieracie oczy ze zdumienia, że zobaczyliście u nas nowy wpis? 

Jeśli tak to prawidłowy odruch, sama zaczęłam je przecierać i drapać się po głowie na myśl o tym, że chyba wróciła mi chęć do pisania i blogowania.
Może wiele z Was już od nas odeszło, zapominając i porzucając kuchenny adres, jednak dziś zapowiadam, że wracam. Przynajmniej ja. I przynajmniej w okresie wakacji będę pojawiać się tu regularnie. Możecie pomyśleć, że znowu Anka plecie androny i napisze kolejny z rzędu „reAnimacyjny” post i zniknie, jak było do tej pory. Hmm.. sama bym tak pomyślała, dlatego nic już nie obiecuję, ani nie gwarantuje na 100% - chyba, że smak i „udaność” przepisów na jedzonko, które tu wrzucę. 
Dołożę wszelkich starań do tego, żeby po prostu przepisy i zdjęcia z Insta, nie chowały się po notatnikach i lumiowych zakamarkach. A Wasz czas poświęcony na wpadnięcie do naszej kuchni, nie był stracony. 

Jeśli ktoś nagle i diametralnie zmienia zdanie, wpada na „genialne” pomysły i stoi w opozycji do tego co działo się wcześniej, mówi się, że upadł na głowę.

Mnie niewiele brakowało,
ale skończyło się na mniej wyszukanej czteroliterowej części ciała. A, że podobno punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia, to mój zmienił się całkowicie. Postanowiłam, że te wakacje wycisnę do ostatniej kropli … potu, soku z cytryny, farby w tubce i atramentu w długopisie. Czyli, już bez metafor, będę robić to co lubię i to, co sprawia mi przyjemność. 

Zaczęłam od potu i podjęłam się nauki trudnej sztuki używania kół zamiast stóp. 
Wrotki. Jako osoba, która rolki miała na nogach raz w życiu, postanowiłam być wrotkarką, bo przecież dwa rzędy kółek będą bezpieczniejsze i stabilniejsze niż jeden. Zdobyłam piękne wroteczki, założyłam ochraniacze i wyszłam, co by było mniej dramatycznie, nie w miasto, a w podwórko. Skończyło się na tym, że pies patrzył na mnie jak na zjawisko, brat spoglądał z politowaniem, a ja chrupnęłam dupskiem na kostkę brukową. Już nie szarżowałam jak rodzice prowadzili do domu, a tata przećwiczył na mnie boczną ustaloną. Póki co, nie garnę się do założenia wrotek z powrotem, jednak nie byłabym sobą, gdybym na pierwszym upadku się poddała. Może nie założę ich w tym tygodniu, czy następnym, ale do końca wakacji będę jeździć – lepiej lub gorzej. 

To taka krótka anegdotka sprzed kilku dni. Jeśli chciałabym opowiadać co działo się wcześniej, zabrakłoby mi znaków w bloggerze :D W każdym razie, nie próżnowałam, a sesja i upały wychodziły mi każdym możliwym bokiem. Nauka stała się idealną wymówką dla hobby, ćwiczeń, zdrowego jedzenia i sprzątania. Do tego doszły tańczące i wirujące hormony, które sprawiają, że kryzys włosowy trwa. W każdym razie, nareszcie uznałam, że czas z tym skończyć. I ze złymi nawykami ostatnich tygodni, i z kryzysem. 
O to ostatnie skutecznie dba moja mama, która codziennie przygotowuje mi na talerzyku całodniowy zestaw trzech sił specjalnych – Revalid, Biotebal i Calcium Pantothenicum. Dodatkowo czwartą siłą jest wcierka - płyn odżywczy z Kulpolu – do włosów z łupieżem (bo takowy gość się pojawił).
Jeśli te wszystkie specyfiki poradzą sobie z moim nasilającym się wypadaniem włosów, na pewno je opiszę. O wcierce już dziś, po tygodniu używania mogę napisać, że (tfu,tfu) działa, bo łupież zanika. 

 



Zagłębiając się w szczegóły i opowieści o stłuczonym tyłku i wypadających włosach, zapomniałam o dość ważnym epizodzie ostatnich miesięcy. Skróciłam włosy. Pod koniec maja spadło ich chyba około 15 cm. Żałuję, że na cięcie nie zdecydowałam się wcześniej. Zaczynały się upały, a moje włosy plątały i wręcz kleiły się niemiłosiernie. Nie działały ani proteiny, ani nawilżacze, ani tłustości. Zdesperowana poszłam do fryzjera, całkiem nowego, nieprzetestowanego wcześniej i byłam miło zaskoczona. Cięcie na stojąco, bez mycia włosów fryzjerskimi specyfikami i bardzo fajne podejście fryzjerki – wszystko na plus. 
Niestety moje zachwyty nad nową fryzurą trwały może dwa tygodnie. Po tym czasie włosy przestały się układać, plątały się, przetłuszczały, układały w chińskie dzień dobry. Zostawiłam je samym sobie ze względu na sesję i przypisałam wszystko hormonom. Po powrocie do domu postanowiłam, że czas na zmiany. W każdej dziedzinie..
Stąd kończę z chipsami i słodkościami, które gdzieś po drodze wpadały, niestety, ale równo z kilogramami na wadze. Wpadło też kilka letnich słodkich redd’sów, domowych obiadków i niestety, ale sezamowych krakersów, które powinnam znienawidzić, bo zapałałam do nich zbyt wielką miłością. Podczas siedzenia po uszy w notatkach z systemów politycznych, takie wyżej wymienione przyjemności stały się przyjemną odskocznią, a po zdanej sesji wmówioną sobie nagrodą. 

Mam nadzieję, że teraz kiedy jestem w domu, w którym, w każdej szafce chowa się potencjalna niezdrowa przekąska, albo coś z czego można takową przygotować, upiec i ugotować, będę umiała stawić czoła pokusom. Trzymajcie za mnie kciuki! I za włosy też, naturalnie. :) 

zdjęcie z wczoraj, widać, że są słabsze niż na poprzednich zdjęciach

A jak kształtują się Wasze wakacyjne plany? Macie jakieś letnie postanowienia? 

Pozdrawiam gorąco, 
Ania

7 komentarzy:

  1. Cieszę się, że jesteś:)
    Włosy masz nadal piękne i jaki duży już odrost. Gratuluję i życze by przestały wypadać:)
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz zwrotny i miłe słowa :* ja chyba poświęcę cały wieczór, żeby ponadrabiać czytelnicze zaległości u Ciebie i u innych dziewczyn :) nie zdziw się, jeśli zasypię Cię komentarzami, bo na Insta widziałam, że dużo się działo :D :*

      Usuń
  2. Odrost imponujący Aniu! Bardzo ładnie:)
    A w życiu czesto tak bywa, że szukamy usprawiedliwienia dla braku aktywności... Kiedyś zasłyszałam stwierdzenie, że to nie brak czasu nas ogranicza, a brak chęci.
    Jeśli chodzi o plany, to planuję cięcie. Od miesiąca. I hennę. I kompletnie nie mogę się za to zabrać:/

    Miło Cię widzieć spowrotem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Hehe, na pewno chodzi o chęci :D Ja mam tak, że nigdy nie mogę się zebrać żeby coś zacząć, ale jak już to zrobię, to leci na całego :)
      Ooo, znam to :) zrób to spontanicznie! Powiedz sobie "dzisiaj jest ten dzień" i nie ma odwrotu :)

      Usuń
  3. Mam nadzieję, że będzie teraz tylko lepiej. Ja również borykam się z ogromnym wypadaniem włosów :( Może ten zestaw Biotebal i Revalid to nie najgorszy pomysł...Zobaczymy :) Dzięki za inspirację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę poprawę, ale to jeszcze nie to. Choć zaczęłam się zapominać z Revalidem, bo mama nie przygotowuje mi zestawu na cały dzień :D a ja z systematycznośćią jestm na bakier :)
      Ten zestaw pomógł mojej mamie przy anemii i jej niesamowitym wypadaniu włosów, dlatego myślę, że warto spróbować. Mama mówi, że miesiąc kuracji to minimum. U mnie minęła połowa, a ja już zapominam :D
      Polecam się! Wpadnę do Ciebie na dłużej, zbieram się od kilku dni, ale zaczęłam praktyki, czyli gorący czas - ale w wolniejszej chwili będę nadrabiać:) Pozdrawiam! :*

      Usuń
  4. Fajnie ze znowu jesteś :-) wloski pięknie lśnią !

    OdpowiedzUsuń

Jesteśmy wdzięczne za każdy ślad pozostawiony #wkuchni. Chętnie czytamy komentarze i cieszymy się z każdej nawiązanej rozmowy. Dołączajcie, dyskutujcie, dzielcie się własnymi spostrzeżeniami, a my na pewno zawitamy ze swoimi do Was! :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...