niedziela, 10 lipca 2016

Mięskie żarcie - placki z gulaszem



Po węgiersku, po zbójnicku, po góralsku i drwalsku – ile domów, restauracji i regionów – tyle nazw. U mnie to po prostu placki z gulaszem. Zje je Węgier, Góral i Drwal, nie wspominając o Zbóju. Zamlaskają się też najbliżsi, którym „mięskie” żarcie nie jest straszne. 



Dzisiaj na blogu zapanują typowo swojskie klimaty, bo z takimi właśnie kojarzą mi się placki, które już drugi raz w tym tygodniu święcą swoje tryumfy i lądują na talerzach, żeby potem z nich zniknąć i pojawić się znowu w formie dokładki. Dlatego, jeśli otacza Was grono głodomorów lub wygłodniałych drwali, przygotujcie więcej mięsa i ziemniaków. 

Zdradzę Wam pewną tajemnicę.
A dotyczy ona mojego nazwiska. Był okres kiedy nie darzyłam go sympatią. Ale jak to się mówi, czasy się zmieniły, a ja uznałam, że moje nazwisko zobowiązuje. W końcu jakby odjąć mu jedną literkę, byłoby identyczne z nazwą gatunkową pewnego osobnika zamieszkującego Puszczę Białowieską. Jedynego w swoim rodzaju - zwierza - celebryty. Od dobrych kilku lat występuje w telewizji, a do tego reklamuje..piwo. Ostatnio nawet doszukali się jego przodka. Ten z przedrostkiem „pra” gwiazdorzy na małych ekranach i „budzi ogólny podziw i uznanie” będąc gatunkiem „pradawnym”. Czy już wiecie o jakiego zwierzaka chodzi? 

Dlatego dziś, zostawiam Wam przepis niestety nie pochodzący prosto z białowieskiej leśniczówki, czy browaru, ale z żubrowej kuchni, która szczególnie w wakacje tętni życiem. 
A tego dowodem jest dzisiejszy pomysł na obiad, niekoniecznie niedzielny. Niekoniecznie też super zdrowy.. ale uwaga: tej recepturze bez problemu można zrobić tzw. update i sprawić, że zamieni się w całkiem zdrowy posiłek. Wystarczy, że zmodyfikujemy trochę składniki i sposób wykonania. Patelnie zamienimy na piekarnik, a mięso wieprzowe, na indyczkowe. Zapraszam zatem: 

Jak mięskie żarcie – to od mięsa zaczynamy. Myjemy i kroimy w średnią kostkę. W garnku o grubym dnie rozgrzewamy dwie łyżki oleju. Kiedy osiągnie odpowiednią temperaturę, czego oznaką będzie skwierczenie po wrzuceniu mięsa, jesteśmy na dobrej drodze. Czekamy aż nasze kawałki łopatki się przyrumienią i dopiero wtedy mieszamy, przekręcając je przy tym na drugą stronę. Dajemy im kilka minut i w tym czasie kroimy cebulę w piórka. Dodajemy do mięsa. Kiedy zmięknie, dokładamy posiekany czosnek. Solimy porządnie. Teraz możemy się zabrać za nasze marchewki. Obieramy, myjemy i ścieramy na tarce o dużych oczkach. Dodajemy do garnka, mieszamy i czekamy aż zmięknie. Po tych kilku minutach dolewamy niecały litr wody lub bulionu (jeśli akurat mamy go pod ręką). Na drugim palniku rozgrzewamy patelnię, wsypujemy na nią wszystkie przyprawy według własnych proporcji i mieszamy, aż uwolnią swoje aromaty. Kiedy kuchnia będzie pachnieć mieszanką papryk, cynamonu i kminku, przesypujemy zawartość patelni do garnka. Dodajemy przecier i mieszamy. 
Przykrywamy garnek, skręcamy palnik na mniejszy ogień  i cieszymy się wolną godzinką. Możemy ją poświęcić na pozmywanie naczyń, posprzątanie kuchni, wypicie kawy, przeczytanie rozdziału książki czy obejrzenie filmiku na YouTube. Pełna dowolność. Choć pamiętajmy, żeby w połowie czasu dodać tylko pokrojoną w paski paprykę i sprawdzić czy woda nie wyparowała, a jeśli tak to dolać odpowiednią jej ilość.

Po godzinie bierzemy się za placki, co jakiś czas sprawdzając czy sos nie przywiera.

                                                                               *
Na tzw. bóla, na głoda i na smaka
U mnie, podana w grafice, ilość ziemniaków wystarczyła na 7 placków wielkości średniej patelni, nie został ani jeden. Zaczynamy:
Ziemniaki obieramy, myjemy i ścieramy na tarce o małych oczkach, uważając na paznokcie. Jeśli się spieszymy i ręczne ścieranie nas nie odpręża, a dysponujemy maszyną, która całą robotę wykona za nas – dajmy się jej popisać. 
Starte ziemniaki odciskamy na sicie, nad miską, jak najsilniej umiemy. Czekamy chwilę i ostrożnie odlewamy z niej ziemniaczane soki, żeby nie naruszyć skrobii, która osiadła się na dnie. Mieszamy z nią odciśnięte ziemniaki, ścieramy całą cebulę, dodajemy jajka, mąkę, doprawiamy według upodobań i mieszamy do połączenia się składników. Smażymy kolejno na jednej i drugiej stronie, do zezłocenia się placków. Można je też upiec w piekarniku, na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, jednak wcześniej do ziemniaczanej masy dodajmy dwie łyżki oleju.

Placki odsączamy na ręczniku papierowym. Wykładamy na talerz, pokrywamy sosem, składamy na pół, robimy kleksa z jogurtu, dokładamy ogórka kiszonego, posypujemy natką pietruszki i voilà!





Smacznego!


A co Wy wyczarowaliście dzisiaj na obiad? Jakie macie pomysły na następny tydzień i czy czasem lubicie "swojsko" zjeść?



Pozdrawiam Was serdecznie,
Ania

5 komentarzy:

  1. Już na Insta pociekła mi ślinka na ten widok. Ależ Ty ślicznotko gotujesz mniam mnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic tylko zakasać rękawy i sprezentować rodzince taki obiadek :) Jaka ślicznotko... :D

      Usuń
  2. Podobają mi się :) Nie jestem mężczyzną, ale sama bym chętnie takich pojadła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie jestem, choć czasem się zastanawiam, czy nie tkwi we mnie jakiś męski gen, ale takie placki uwielbiam :D

      Usuń

Jesteśmy wdzięczne za każdy ślad pozostawiony #wkuchni. Chętnie czytamy komentarze i cieszymy się z każdej nawiązanej rozmowy. Dołączajcie, dyskutujcie, dzielcie się własnymi spostrzeżeniami, a my na pewno zawitamy ze swoimi do Was! :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...