wtorek, 10 maja 2016

Zmian, które postępują i kryzysu, którego wcale nie opanowałam - ciąg dalszy


Cześć Wszystkim! To my - Niezapominajki. Jesteśmy tu, bo nie zapominamy o Was, ani o odwiedzaniu Waszych blogów, ale zapominamy o pisaniu na własnym. Niech te drobne żółtookie kwiatuchy nam o tym niezapominaniu przypominają :D

Nasz blog powinien zmienić swoją nazwę. Słomiany zapał Ani i Shirley w okowach prokrastynacji i braku motywacji - myślę, że tak byłoby jak najbardziej w porządku. Ale jak widać nazwa jest zdecydowanie za długa, niewygodna do wpisywania w szukajce. Dlatego zostajemy przy starej. O włosach w kuchni można znaleźć u nas ostatnio niewiele ciekawostek. O samej kuchni i, o samych włosach jakby nie patrzeć, a właściwie, nie poszukać, też nie.


Aż nie mogę zrozumieć dlaczego jeszcze miesiąc temu pełna zapału siadałam przy biurku albo stole w kuchni, przy zeszycie i notowałam pomysły na nowe posty. A w tym miesiącu, mimo, że te pomysły nadal są, nie ma mocy sprawczej, żeby je opisać. Mam nadzieję, że to się zmieni - prędzej czy później. Choć nie ukrywam, że wolałabym tą pierwszą opcję.

W ostatnim czasie duuużo się działo wokół mnie, dlatego zaniedbałam pisanie. Często wracałam do domu i chciałam ten czas wykorzystać i wycisnąć jak cytrynę, do ostatniej kropli. Czasem się udawało, czasem nie. Czasem brałam ze sobą laptopa, a czasem zostawał na krakowskim biurku i razem z Trumanen czekał na mój powrót. Tym, którzy mogli zapomnieć, przypomnę - Truman to kwiatek - pomarańczowy kalanchoe. Przeżył ze mną zasuszenie, przelanie, więdnięcie, znów przesuszenie, a teraz dodatkowo zaatakowały go ziemiórki, które próbuję wybić podlewając Trumana "herbatą" z petów. Co za paskudztwa. Biedny Truman, na jego miejscu z taką właścicielką "ogrodniczką" już dawno bym uschła. A on nie, jakby na złość, rozrasta się  jak drożdże podsypane cukrem, których jak nie przypilnujesz to wyjdą z naczynia. 

Znów odeszłam od tematu. Każdy kto mnie zna, a i Wy z pewnością już zauważyłyście, że to mój znak rozpoznawczy. Dygresja. Aż nasuwa mi się, właśnie dygresja, o dygresjach mojego wykładowcy na studiach, ale to już byłoby maksymalne odejście od tematu. Od samotnego kwiatka, stojącego na parapecie do stosunków międzynarodowych, które aktualnie wałkuję na studiach. Chociaż, na upartego mogłabym podciągnąć pod to wszystko sesję i naukę, która zbliża się wielkimi i szybkimi krokami, a ja mam wrażenie, że dogoni mnie zanim wystartuję. Z tego też względu aktywność na blogu spadła. Wiem, że powinnam się uczyć, a obecnie robię to bardzo rzadko. Dlatego napisanie posta na bloga, uważam za niesprawiedliwe w stosunku do miliona notatek o współczesnych systemach politycznych, które krzyczą do mnie z ekranu.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym napisała, że to koniec. To jeszcze nie ten moment. Przez te kilka tygodni uzbierało się też kilka rzeczy, z których jestem dumna, albo wręcz przeciwnie - niezadowolona. 

Zacznijmy od tych milszych. Nareszcie (odpukać) zaczęłam regularnie ćwiczyć. Nie na siłowni, a w domu, w mieszkaniu i na podwórku. Staram się wychodzić na długie spacery, bo do biegania na dłuższe dystanse jeszcze nie dojrzałam. Moje ćwiczenia nie są intensywne, choć czasem zdarza się, że pot spływa ze mnie litrami. W związku z tym, że zaczęłam się ruszać, zaczęłam też jeszcze inaczej jeść. Dlatego na blogu nie pojawiają się póki co przpisy na te "tradycyjne" ciacha czy ciasteczka. Zapewne jakieś wpadną, bo zbliża się multum okazji do upieczenia czegoś konwencjonalnego i wyjęcia z szafy białej mąki. :D
Możliwe też, że pojawią się jakieś wypieki, ale w zdrowszej wersji. Nie lubię słowa fit, dlatego go unikam. W każdym razie mój obeny system jedzeniowy biega gdzieś po tych ficiarskich, modnych na Insta terenach.


To z czego nie jestem zadowolona, to zmiana pigułek, które nie z własnej woli musiałam zastąpić na dwa miesiące innymi. Wiadomo, że kiedy ingeruje się w gospodarkę hormonalną organizmu, zaczynają się dziać różne rzeczy. Wyrasta druga para uszu, trzecie oko, a włosy wypadają garściami. Oczywiście to żarty, ale liczba skutków niepożądanych w tabletach anty jest równie przerażająca. Mnie też się przy ich zmianie oberwało

Kolejną rzeczą, z której nie jestem zadowolona to włosy. Jeśli śledzicie Insta, tam też zadziała się dwutygodniowa przerwa, mogłyście zauważyć, że zdjęcia włosów nie pojawiają się już z taką częstotliwością jak kiedyś. O moim kryzysie pisałam już kilka postów wstecz. Myślałam, że został opanowany. Przeliczyłam się. Włosy wciąż wypadają, choć sporadycznie bo sporadycznie wcieram Jantar, piję pokrzywę i zdrowo się odżywiam. Być może to przesilenie wiosenne albo właśnie hormony przyczyniają się do wypadania kudełków przy każdym czasaniu. W każdym razie, w tej chwili martwi mnie bardziej to, że straciłam motywację do ich pielęgnowania. Obiecywałam Wam posty o fryzurach i upięciach, a także pielęgnacji. Od jakiegoś czasu przestałam robić to ostatnie. Nie mieszam masek, nie tworzę miktur, ani nie łącze ze sobą kuchennych mazideł. 








Moja obecna pielęgnacja wygląda tak: 

mycie włosów: 

  • szampon Alterra (Granat i Aloes, Kofeina i Biotyna - w domu) 
  • wykańczam Yves Rochery z malwą i przeciw wypadaniu, 
  • mydełka miodowego użyłam wczoraj pierwszy raz od nie pamiętam kiedy
  • Kallos GoGo męski 2w1 w tubie - używałam w domu i okazał się baardzo przywoity 

odżywki: 

  • Garnier Ultra Doux AiK
  • żółta kauflandowa z olejem macadamia
  • Nivea Diamond Gloss - w domu

maski: 

  • zdenkowałam Kallos Color - może pojawi się w końcu recenzja :D
  • używam - Kallos Omega (z początku moje włosy się z nim nie polubiły, teraz jest ok, przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zastąpi Colora, ale jednak po wczorajszym myciu włosów, stwierdzam, że nie ma szans :))

inne: 

  • olej Babydream - wrócił do łask, ale stosuję tak jak Jantar - sporadycznie
  • Jantar 
  • nafta co jakiś czas
Tutaj moja mała nadzieja - bejbiki - rosną w miejscach gdzie wypadają "stare" włosy



Zdjęcie z połowy kwietnia - już tutaj widać jak końce wołają o pomstę do nieba ;) 

Dziewczyny, poradźcie jak poradzić sobie z brakiem motywacji i chęci do pielęgnowania. Jak wpaść w "stary" rytm?

Pozdrawiam Was serdecznie,

Ania :)


4 komentarze:

  1. Piękne bejbiki :)
    P.S. Mi też się udało uruchomić w miarę regularne treningi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :))
      Super! trzymam kciuki, żebyśmy trwały w postanowieniach i ćwiczeniach :)

      Usuń
  2. Hm, prokrastynacja, nasz największy wróg... "Nie można kogoś zmotywować, tak jak nie można się za kogoś wysikać". Też mam problem z regularnym pisaniem, ale z tego co wiem jedyny sposób to... po prostu zacząć. A potem już samo idzie;) dobrze, abyś nie czuła presji pisania, rób to dla przyjemności, jak na początku:*

    Włosy wyglądają bardzo ładnie, nie widać żeby jakieś problemy były. Mi też wypadają:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz całkowitą rację :) jak już wpadnie się w ten "trans" to idzie bez problemu, ale największy problem stanowi włączenie edytora :D
      Dziękuję za rady:*

      Kurczę na tych zdjęciach rzeczywiście nie wyglądają najgorzej, jednak prawda farbowańców jest trochę inna, aż boje się im zrobić zdjęcie, żeby nie wpaść w złość, jak mogłam je tak zapuścić - w tym gorszym znaczeniu ;/
      Jak tam, dałaś sobie radę z wypadaniem? :)

      Usuń

Jesteśmy wdzięczne za każdy ślad pozostawiony #wkuchni. Chętnie czytamy komentarze i cieszymy się z każdej nawiązanej rozmowy. Dołączajcie, dyskutujcie, dzielcie się własnymi spostrzeżeniami, a my na pewno zawitamy ze swoimi do Was! :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...