Uwaga, to nie error, to nie booty, ani nie anonimowi hakerzy. Nie zostaliście też przekierowani na inną stronę. Przybywamy do Was z nieco zmienioną wersją bloga. Jest trochę bardziej przejrzyście, wiosennie i oczywiście z nowym logo.
Wobec tego witamy, nie chlebem i solą a widelcem i grzebieniem. Bo tematyka bloga absolutnie nie ulega zmianie. Włosowo – jedzeniowy misz masz, czyli tak jak było do tej pory. Z wyjątkiem tła i nagłówka. O zmianie szablonu myślałyśmy już od dawna. Shirley z wielkim zaufaniem zostawiła mi pole do popisu. Dlatego jeśli macie jakiekolwiek zastrzeżenia i wątpliwości, piszcie w komentarzach. Niedługo też pojawi się zakładka kontaktowa.
Niech Was nie zmyli ta biel, nie popadłam w minimalistyczny wir. Choć czasami, kiedy porządkuję pulpit, składam ubrania po praniu czy zaglądam do szafki z kosmetykami, myślę, że bardzo by mi się to przydało. Mimo wszystko w jednej kwestii nie będę nigdy minimalistką. Kuchnia. Tam lśniące puste blaty, jednakowe kubki i identyczne szklanki nie znajdą u mnie miejsca. Przecież kiedy za miliony lat dorobię się własnego KitchenAida nie ukryję go za ścierkami w szafce. Smutno by mu było, a mnie tym bardziej. Tak samo z ekspresem do kawy, czy wieszakiem na łyżki, trzepaczki i chochle. To właśnie takie drobne rzeczy sprawiają, że kuchnia żyje własnym życiem i ma swój urok. Nie mówię o utrzymywaniu nieporządku, bałaganu i harmideru, ale kontrolowany nieład jest zawsze mile widziany. Oby naczynia nie wypełzały ze zlewu, zazdroski nie wisiały smętnie w oknie, a zioła tak szybko nie usychały.
Błękitne, turkusowe i bladoróżowe słoje flaszki, czy wazony zawsze znajdą miejsce na parapecie. Wyobraźcie sobie promienie słońca nieśmiało padające i przebijające się przez każde załamanie w takim szkle. Wchodzicie rano do kuchni po kawę, a tam taki widok. Od razu otrzeźwiające espresso smakuje jak leniwa latte, a zbożowa inka jak najlepsze kofeinowe cappucino.
Błękitne, turkusowe i bladoróżowe słoje flaszki, czy wazony zawsze znajdą miejsce na parapecie. Wyobraźcie sobie promienie słońca nieśmiało padające i przebijające się przez każde załamanie w takim szkle. Wchodzicie rano do kuchni po kawę, a tam taki widok. Od razu otrzeźwiające espresso smakuje jak leniwa latte, a zbożowa inka jak najlepsze kofeinowe cappucino.
Podobno na zmiany najlepsza jest wiosna. W myśl tej teorii postanowiłam uprościć wygląd naszego bloga, zapisać w zeszycie kilka postanowień i przemeblować pokój. O ile w przypadku bloga i pokoju obyło się bez demolki, to w przypadku notesu, do kosza poleciało kilka kartek.
Nie uwierzycie jak przestawienie kilku gratów, może pozytywnie wpłynąć na samopoczucie. Ciekawa jestem na jak długo, bo ilości rewolucji w moim pokoju nie mogę się już doliczyć. Czy to oznacza, że tak często potrzebuję zmian? Na to wygląda. W końcu stereotyp nie wziął się znikąd.
Dlatego Kobietki czas na zmiany! Jak na Was wpływa wiosna, macie w zanadrzu jakieś plany, niespodzianki czy metamorfozy?
Ja o swoim najbardziej aktualnym "planie" opowiem następnym razem.
Kobieta zmienną jest.
Ja o swoim najbardziej aktualnym "planie" opowiem następnym razem.
Pozdrawiam Was wiosennie,
Ania
Ania
Witam na pokładzie.
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za Wami ślicznotki.
Blog w nowej odsłonie śliczny.
U mnie końcówka grypy więc metamorfozy nie ma żadnej chyba, że na gorszą hihi:)
Buziaki
Jaki komplement, dziękujemy, choć te ślicznotki to za dużo powiedziane :D
UsuńSuper, że wygląd się podoba! :)
Trzymaj się ciepło i zdrowiej! Czosnek i imbir to idealni sprzymierzeńcy w walce z grypą :*
Ja też planuję zmiany, bardziej dotyczące mnie i mojego charakteru :) Zobaczymy co z tego wyjdzie :)
OdpowiedzUsuńNowy wygląd bardzo mi się podoba, jest urzekający :)
Takie wewnętrzne zmiany są bardzo wskazane :) sama bym kilka wcieliła w życie u siebie, ale zobaczymy co z tego wyjdzie :)
UsuńBardzo nam miło, że wygląd się podoba :*