Sesja, w tym roku przez duże i okazuje się długie S, zakończyła się wczoraj. A to oznacza tylko jedno, powrót do normalnego rozkładu dnia. Takiego gdzie nie gotuję obiadu o 20 i nie chodzę spać o 13 po powrocie z egzaminu. I przede wszystkim koniec ze spartańskim kakao Ani, które zresztą okazało się bardzo pomocne. Myślę jednak, że z takimi "przyjemnościami" nie można przesadzać.
Jedna reanimacja pisarska już była, czas na kolejną. Witam Was ponownie po długiej przerwie!
Mniej więcej pod takim hasłem upłynęły ostatnie dni. W końcu czym najlepiej zmotywować się do nauki jak nie właśnie jedzeniem, ewentualnie oglądaniem seriali. A wszystko zaczęło się w kuchni którą powinnam zacząć nazywać moim atelier. Na początek zapraszam na ciasto marchewkowe.
Potrzebne składniki:
- 1,5 kubka mąki
- 1/3 kubka cukru
- 1/2 kubka mleka
- 1/3 kubka oleju
- łyżeczka cynamonu
- łyżeczka sody
- 3 starte marchewki, takie średniej wielkości
- ewentualnie inne przyprawy, imbir, gałka muszkatałowa, kardamon, jeśli takowe posiadacie, u mnie skończyło się na cynamonie i szczypcie słodkiej papryki
Suche składniki łączymy w misce z mokrymi, na koniec dodając startą marchewkę. Ciasto przekładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia i wkładam do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Pieczemy około 40 minut. Gotowe!
Uwagi:
- nie zapomniałam o jajkach, po prostu nie są tu potrzebne
- porcja ciasta z przepisu wystarcza na małą tortownicę, do większej blachy polecam przygotować podwójną porcję
Ciasto okazało się tak dobre, że zniknęło w ciągu jednego wieczoru. Następnego dnia powstała inna, tym razem buraczana wersja. A kolejnego jeszcze jedna wersja, z burakiem i kakao, która smakowała dosłownie jak murzynek.
pierwsza wersja z burakiem |
W planach mam wypróbowanie kolejnych wersji tego ciasta. Macie jakieś ciekawe pomysły na dodatki zastępujące marchewkę?
Z udokumentowanych osiągnięć przedstawiam jeszcze zapiekankę z kaszą jaglaną i białym serem. Nad tym muszę jeszcze popracować. Podejrzewam, że wersja na słodko byłaby smaczniejsza, ale ja musiałam zrobić inaczej niż w przepisie...
A poza tym, jak to w kuchni, były długie rozmowy przy różnych napojach, zaczynając od zielonej herbaty, a kończąc na domowym winie, które czeka na kolejnych gości (taka mała sugestia dla Ani). Było opatulnie się kocami i oglądanie filmów, robienie maseczek, dzisiaj nawet malowanie paznokci (tak to jest jak w mieszkaniu są same dziewczyny). W kuchni najlepiej i już!
A o włosach będzie następnym razem. Kuchenne klimaty są mi ostatnio znacznie bliższe niż kosmetyczne. Wracam do nadrabiania wszelkich poza uczelnianymi zaległości. Tym bardziej, że jutro zaczynam nowy semestr i znowu będę cierpieć na brak czasu.
Pozdrawiam ciepło,
Shirley
A ja taka głodna jestem po ćwiczeniach:)
OdpowiedzUsuń