poniedziałek, 21 grudnia 2015

Piernikowy zawrót głowy!

Cześć!

Czy Wam też Boże Narodzenie kojarzy się z piernikami? Z zapachem cynamonu, korzennych przypraw i złotym kolorem miodu? Mnie tak. Przecież na żadne inne święta nie pieczemy i nie dekorujemy pierników. 



Ogólnie sceptycznie podchodzę do wszystkich akcji promocyjnych w sklepach, szczególnie teraz, kiedy właściciele stają na głowie by przyciągnąć klientów. Jest jednak atrakcja, która mi się podoba. Piernikowa chatka i ozdabianie ciastek przez dzieciaki. Nieważne czy to dla celów marketingowych, czy nie. Ważne, że taka akcja to forma rozwijania kreatywności, a przy tym niemała frajda dla maluchów.


Miód, pierniki i świąteczne piosenki to kwintesencja świąt. No, oprócz śniegu, ale na to chyba nie mamy wpływu. Chyba, że ktoś z Was ma stwierdzone, albo jeszcze ukryte zdolności szamańskie. Wtedy wystarczyłoby odtańczyć taniec hula do Śniegowego Mastera. Może wtedy okazałby świąteczne zrozumienie i sypnął śniegiem w Boże Narodzenie..
Byłoby tak filmowo, klimatycznie i instagramowo! A atmosfera wprost z Kevina samego w Nowym Jorku, z zza Atlantyku zostałaby przeniesiona na nasze polskie podwórko.

Niestety, z tego co przewidują pracowici Meteorologowie, a mówią w telewizji uśmiechnięci Pogodynkowie i radosne Pogodynki, śniegu nie będzie! Będzie za to blisko 10 stopni. Na podwórku zaczynają mi kwitnąć bazie (jeden biały kotek już wyrósł - serio).
Taka pogoda to jakby zasługa Grincha. To taki jeden, co mógłby zepsuć święta. Mógłby, ale nie zepsuje, bo na ratunek przychodzą mocno korzenne pierniki. Typowo świąteczny akcent. Żeby odstraszyć Grincha powieśmy je na choince - wtedy nie zbliży się do domu. Jeśli nie chcemy żeby zbliżył się do nas, my zjedzmy po ciasteczku. Jeśli chcemy wzomcnić efekt i odgonić Grincha tam, gdzie pieprz rośnie - połowę pierników powieśmy na choince, a połowę zjedzmy sami.
Jeśli już mowa o pieprzu - wiecie, że pierniczki i piernik właśnie od niego wzięły swoją nazwę?

                                     

Żeby zapobiec wszelkim złośliwym Grinchom w postaci przypalonych serników, zakalców w keksach, suchych makowców, czy niewyrośniętych biszkoptów, na pierwszy świąteczny ogień poszły PIERNIKI. W piątek w nocy wydrukowałam przepisy na dwa rodzaje. Jeden miałam w miarę sprawdzony, drugi to był debiut. Całkiem, całkiem udany.
Przepisy pochodzą (mało oryginalnie, ale jeszcze na żadnej z tych stron się nie zawiodłam) z Kwestii Smaku i Moich Wypieków



Jeśli robiliście kiedyś ciasto kruche - jesteście w domu. Te pierniczki robi się prawie tak samo, tylko na początku na stolnicę do przesianej mąki trzeba dolać ciepły płynny miód. Potem wszystko siekamy nożem, dodajemy kolejno cukier, sodę, przyprawy - ja zrobiłam własną mieszankę, jajko i masło. Pasuje jeszcze dodać mleko, o czym na pewno nie zapomnimy, bo ciasto będzie wymagało spoiwa. Ta 1/3 szklanki w przepisie podana jest asekuracyjnie. Mnie wyszło może dwie łyżki. Dlatego: nie wlewajcie wszystkiego na raz :) Zagniatajmy, aż ciasto zacznie odchodzić od rąk. Jeśli to nastąpi formujemy kulę i mamy dwa wyjścia: albo wkładamy ciasto do lodówki, żeby je schłodzić i łatwiej potem wałkować, albo robimy to od razu przez papier do pieczenia. W obu przypadkach po rozwałkowaniu, wykrawamy małe stwory, gwiazdy, czy serduszka. Na ok 11 minut wrzucamy blachy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Pieczemy programem góra dół. Po wyjęciu ciastka mogą być jeszcze miękkie. Nie martwy się, stwardnieją tak, że kto ma słabsze zęby może je stracić. Dlatego ostygnięte pierniki schowajmy do szczelnego opakowania. Dekorujmy przed "podaniem".










Te pierniczki robiłam pierwszy raz. W oryginale mają sporo osobnych przypraw. Ja dodałam znów pewnie ze dwa razy więcej, z własnej mieszanki. Poza tym, trzymałam się przepisu. Kiedy w sklepie na półce, zobaczyłam ostatni słoik melasy nawet się nie zastanawiałam. Choć nie znałam jej smaku, wylądowała w koszyku, a potem na kuchennym stole, ostatecznie wykorzystana w połowie leży sobie w szafce obok innych słoiczków pełnych przypraw. Kiedy spróbowałam jej 'solo' nie byłam zachwycona i chciałam się wycofać z robienia pierniczków z tego przepisu. Jednak kiedy w komentarzach przeczytałam, że są uzależniające po upieczeniu, zmieniłam zdanie i postanowiłam dać melasie szansę.
Razem z cukrem i masłem rozpuściłam ją w rondelku. Konsystencję i kolor mogę porównać do smoły. Odczekałam pół godziny i razem z jednym jajkiem dodałam moją smolistą substancję do miski wypełnionej mąką, solą, proszkiem do pieczenia i przyprawami. W oryginalnym przepisie jest, że ciasto lepiej ucierać mikserem, bo bardzo się klei. To prawda. Ja niestety nie miałam możliwości hałasowania po pierwszej w nocy mikserem, dlatego wzięłam pałkę i ucierałam masę jak masło z cukrem w makutrze. Bez problemu odlepiało się od ścianek miski. Jednak było bardzo "lejące". Oryginalny przepis mówi, żeby po przygotowaniu ciasta zawinąć je w folię i schować do lodówki na dwie godziny. Ja to zrobiłam na całą noc. Rano w sobotę wstałam i zaczęłam zabawę z melasowym ciastem. Armie misiów, hipopotamów i kotów trafiały kolejno na ok 9 min do piekarnika. U mnie termoobieg na 160 stopni. W przepisie: 175 st/8 - 10 min.




Pierniczków jeszcze nie dekorowałam. Zrobię to przed samą Wigilią, żeby na Boże Narodzenie były w sam raz. :) 

Mam nadzieje, że pierniczkowe przepisy przypadną Wam do gustu i nie dacie się żadnym złośliwym Grinchom! :) 

Pozdrawiam Was gorąco! 

Ania


PS. Żeby nie było, że pierwszy przepis niesprawdzony, dodaję wygrzebane z otchłani Internetów, zdjęcia manufaktury pierników z tamtego roku. :) 



8 komentarzy:

  1. Pięknie to si prezentuje :) My w tym roku do rodziców nie przynosimy pierników a prawdopodobnie sernik na cieście z kaszy gryczanej i muffinki :) Postaram się jednak do muffinek dodać przyprawę korzenną i zobaczymy co z tego wyjdzie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo jak smacznie brzmi sernik, nie jadłam nigdy takiego na gryczanym spodzie. A ogólnie serniki uwielbiam. Myślę, że przypadłby mi do gustu :D
      Z muffinkami też super pomysł, napisz, czy smakowały rodzince :)

      Usuń
  2. Uwielbiam ten zapach i pierniczki na choince. Dzisiaj na mojej właśnie zawisną pierniczki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teeż! :) u mnie niestety połowa została pożarta zanim zaczęły się święta, dlatego nie było już czego wieszać na choince :D

      Usuń
  3. mniam pierniczki korzenny ich zapach:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Łoooł... Ale szalejecie! To czekam jeszcze na wersję nadziewaną dżemikiem - najlepiej takim z róży...mniam! W ogóle nie wiem czy to z szablonu czy Wasza twórczość, ale niesamowicie mi się podobają "karty" z przepisami:)) przepiękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, jakie byłyby smakowite :D z różą w takim razie, w następnym sezonie się postaramy upiec :D
      Cieszę się, że podobają Ci się karty :) Pomyślałam, że tak będzie przejrzyściej. A że ostatnio odkryłam Canvę, tak teraz kombinuję :)
      To był jeden z szablonów, ale trochę przy nim podziałałam. :)

      Usuń

Jesteśmy wdzięczne za każdy ślad pozostawiony #wkuchni. Chętnie czytamy komentarze i cieszymy się z każdej nawiązanej rozmowy. Dołączajcie, dyskutujcie, dzielcie się własnymi spostrzeżeniami, a my na pewno zawitamy ze swoimi do Was! :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...