poniedziałek, 28 września 2015

Niedziela dla włosów: Drożdżowa maseczka na skórę głowy i włosy.

Cześć, czołem!

Czas na moją pierwszą udokumentowaną tutaj: niedzielę dla włosów :)

Jako, że wczoraj nie miałam kiedy przykleić palców do klawiatury i szybko czegoś napisać, odłożyłam to na dzisiaj, myśląc, że będę miała więcej czasu. Hmm.. jak widzicie niedziela pojawia się w poniedziałek, albo już bardziej wtorek. To za sprawą sprzątania - chyba najmniej, zakupów – może trochę bardziej (wyjazd do Krakowa zbliża się olbrzymimi krokami i chciałam kupić kilka rzeczy) i przede wszystkim pieczenia.
Kupiłam dzisiaj bez bliżej określonego celu, kilogram węgierek. Nie martwcie się nie trafiły w formie papki na włosy :D
Wiedziałam, że będę piec, ale nie do końca wiedziałam co. Zastanawiałam się nad zwykłym ucieranym ciastem z cukrem pudrem, albo jakimś na kruchym spodzie. Ostatecznie wybór padł na to drugie. Na stole, zagościła dziś o późniejszej niż podwieczorkowa, porze: tarta ze śliwkami i kremem patissiere.
No co, raz na jakiś czas można :)

Ale wracając do niedzieli, po drodze hacząc trochę o sobotę i nie zostając już przy poniedziałku - nareszcie "odkurzyłam" drożdże. O dziwo nadają się idealnie nie tylko na racuchy, pizze i drożdżówki z jagodami. Włosy też je lubią.

Przygotowania zaczęłam rano, zrobiłam zdjęcia „przed”. Włosy były trochę odgniecione bo dzień wcześniej – w sobotę próbowałam je zakręcić na papiloty. Nie bardzo się na to zgodziły i wieczorem były już prawie całkiem rozprostowane. Być może to zasługa użytej w piątek Equilibry, która porządnie odżywiła i dociążyła włosy.



W każdym razie w niedzielę jak widać były już przetłuszczone u nasady i nadawały się do mycia.
Korzystając z "okazji" w miseczce wymieszałam:
  • zalane wcześniej wrzątkiem pół kostki drożdży
  • łyżkę miodu
  • łyżkę olejku łopianowego z papryczką chili GP
  • kilka kropel nafty
  • porządną łyżkę maski Serical al Latte
  • mąkę kukurydzianą (tak jak obiecałam w poście o ptysiach), którą wcześniej zblendowałam,  żeby nie była zbyt „szorstka”...
zdjęcie bez połowy maseczkowych składników, dlatego, że tamte leżały jeszcze w niewiedzy w lodówce i półce :D


..Nie udało się jej zbendować na "pyłek", tak delikatny jakim jest mąka ziemniaczana. Ale to nawet lepiej. Kukurydziana posłużyła mi jako peeling skóry głowy. Idealnie się do tego nadaje dzięki swojej chropowatości.

Początkowo maseczka miała konstystencję gładkiego budyniu i piaskowy kolor.



Kiedy zabrałam ją ze sobą z kuchni do łazienki i nakładałam na włosy, była już w formie pianki :D Drożdże musiały wejść w reakcje z miodem i mąką tworząc coś w rodzaju chmurki, którą zresztą bardzo przyzwoicie się nakładało. Masaż skóry głowy także był przyjemny. 
Po wykorzystaniu całej maski, nałożyłam na głowę czepek, owinęłam ręcznikiem i tak paradowałam po domu jakąś godzinę. Po tym czasie zmyłam wszystko płynem Facelle i na końcówki nałożyłam balsam z granatem i olejem arganowym GP, bo bałam się, że olejek z papryczką mógł je trochę przesuszyć. Włosy podczas mycia były lejącę i gładkie. Odsączyłam je w koszulkę i pozwoliłam potem wyschnąć naturalnie. Zawsze staram się je tak zostawiać, ale im są dłuższe tym dłużej schną, a teraz Winter is coming i trzeba będzie uśmiechnąć się powoli do suszarki ;)


Włosy po drożdżowej masce schły bardzo długo, popołudniu były jeszcze wilgotne. Kiedy wychodziłam wieczorem z moim psem na spacer, zawinęłam włosy w koczka ślimaczka i tak wytrzymały do rana. Dlatego dopiero dziś zrobiłam, a raczej tata zrobił mi zdjęcie po ich uczesaniu, kwitując przy tym, że to się staje coraz bardziej nienormalne - robienie zdjęć włosom codziennie ;)



Jak widać włosy są proste, mimo że na zdjęciu wyglądają na leciutkie, maska odpowiednio je wygładziła i dociążyła.

Niedzielę uważam za udaną, a do maski z drożdżami wrócę jeszcze na pewno nie raz. Polecam również i Wam wypróbować, dajcie potem znać jak poszło! :) 

Włosonimacja #1! 


PS: wracając do tematu śliwek węgierek, zdecydowanie polecam ten przepis (klik) i wysyłam kawał dobrego ciacha na jesienne dni, trzymajcie się! :)



/Ania

4 komentarze:

  1. Podobają mi się w wersji kręconej, odrost nie rzuca się tak w oczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zdecydowanie bardziej lubię siebie w kręconych, ze względu na większą objętość i tak jak mówisz odrost (tak to jest jak podejmie się kilka nieprzemyślanych decyzji i potem wraca się do naturalek :))ale muszę pokombinować jeszcze ze skrętem, jak go potem utrwalić, żeby nie rozprostowywał się do takich strączków :)

      Usuń

Jesteśmy wdzięczne za każdy ślad pozostawiony #wkuchni. Chętnie czytamy komentarze i cieszymy się z każdej nawiązanej rozmowy. Dołączajcie, dyskutujcie, dzielcie się własnymi spostrzeżeniami, a my na pewno zawitamy ze swoimi do Was! :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...