czwartek, 27 października 2016

Nic nie dzieje się bez powodu - jesiennych przemyśleń cz. I

Hej wszystkim!



NarzekAnia – czyż nie piękne imię, pseudonim i ksywa dla Ani, która ciągle biadoli? No właśnie, przez ostatnie tygodnie, być może takie określenie opisywałoby mnie najlepiej. Znowu zjawiam się tutaj po mega przerwie i przepraszam tych, którzy za brak aktywności na blogu chcieli nas spisać na straty – a doszły nas z Shirley takie słuchy. 

Wierzycie w przypadki, zbiegi okoliczności, czy raczej uważacie, że nic nie dzieje się bez przyczyny? 

U mnie, jak się okazuje, w ciągu ostatnich tygodni, a konkretniej dni – stadium zbiegów okoliczności, dziwnych wydarzeń i właśnie przypadków – osiągnęło swoje apogeum. Wszystko to okraszone było z mojej strony narzekaniem, niedowierzaniem i rozbieraniem każdego „wydarzenia” na czynniki pierwsze. Jak, po co i dlaczego? To triada pytań, która towarzyszyła mi codziennie, od otworzenia jednego oka z rana, po jego zamknięcie wieczorem. Przy okazji, na sen też ostatnio narzekałam – na to, że powinnam krócej i mniej czasu przeznaczać na tę cudowną czynność. Ostatnio stwierdziłam, że nic w życiu nie osiągnę, jeśli prześpię jego połowę. Czyżby jesienna depresja? A może coś innego.. I tutaj można zacząć tworzyć scenariusze wymówek, które nasz mózg potrafi wymyśleć, żeby wytłumaczyć sobie nasze.. no właśnie co? Lenistwo, wygodę, przyjemności jakie z tego płyną? 

Dygresja: U mnie jedną z wielu takich przyjemności, której ostatnio doświadczyłam i wytłumaczyłam ją sobie według mnie bardzo rozsądnie był: OKRES. Czyli coś, co jest najlepszą wymówką na wszystko! Tym razem padło na lody. Ogólnie za nimi nie przepadam. W wakacje nie jem ich gałkami, rożkami, łyżkami i czym tam jeszcze można. Są to są – super, ale dla mnie nie ma różnicy. Jednak dla jednego zrobiłam wyjątek i to nie w lecie, a przedwczoraj. W wakacje z uporem maniaka poszukiwałam Magnum Double Peanut Butter. Nie było go nigdzie – wierzcie mi. Szukałam wszędzie tam, gdzie stanęła moja noga. 
W tamtym tygodniu byłam w Biedronce, pod blokiem. Leżał w lodówce z lodami, do której nie mam zwyczaju zaglądać, tym bardziej o takiej porze roku. To był piątek, postanowiłam, że nie go nie kupię, ale jak wrócę po weekendzie i wciąż będzie na mnie czekał, z wielkim namaszczeniem włożę go do koszyka i skonsumuję przy dźwięku fanfarów z Youtuba. Od tamtego czasu nie byłam w Biedronce, prawie, że zapomniałam o moim Magnumie. Pech chciał, że we wtorek nie najlepiej się czułam, za co odpowiedzialny był oczywiście okres. I nagle wpadł mi do głowy pomysł, że to idealny czas na zjedzenie lodów – wszystko jedno jakich, wszystko jedno skąd. Zamiast Biedry, wybrałyśmy z koleżanką Tesco. Magnum czekał na mnie, w jednej z lodówek. Koleżanka powiedziała mi, że wcale nie jest dobry. Przyjęłam do wiadomości, ale i tak musiałam sprawdzić, bo przecież chodzi o masło orzechowe(!). Wróciłam do mieszkania. Lód był już na wpół roztopiony, otworzyłam opakowanie i z miłością zabrałam się do zjadania go łyżeczką i wiecie co? BEZ REWELACJI. Tutaj zaczęłam się zastanwiać, czy naprawdę go potrzebowałam. Czy to nie szum, który powstał wokół smaku tego loda tak mnie nakręcił, że musiałam go spróbować i szukałam ku temu wymówki?

Nic się nie zmienia od na tyłku siedzenia 

Możecie się zastanawiać po co piszę ten post..
Postanowiłam (któryś już pewnie z kolei raz), że trzeba utrzeć nosa narzekaniu i jesiennej melancholii. Do tego wszystkiego skłoniły mnie i niejako zmotywowały przytoczone przeze mnie wcześniej zbiegi okoliczności. Nie będę opowiadać ich historii, bo chcąc rozwodzić się nad każdym, wyszłaby z tego niezła lektura :D 

W każdym razie, dwoma ostatnimi bodźcami, dzięki którym w ogóle wzięłam się za cokolwiek, oprócz jedzenia, spania, czytania i narzekania – była wczorajsza rozmowa z Shirley. Trzymajcie kciuki, bo jeśli wieczorne pogaduchy O ŻYCIU wpłynęły na nas obie tak samo, to w niedługim czasie zobaczycie tutaj Shirley. Drugim czynnikiem, który sprawił, że zrobiłam rachunek sumienia i uwzględniłam w nim wszystko, co działo się ostatnio, był post na Instagramie. Tutaj ukłon w stronę Angeliki i MonikiCandy Pandas Blog. Dziewczyny – podziwiam Waszą energię, zapał i chęci. Wasz post o aplikacji do narzekania spowodował, że wzięłam na warsztat moje żale i stwierdziłam, że dłużej tak być nie może. Uznałam, że to nie przypadek, że akurat dzisiaj opublikowałyście opis pod zdjęciem, tak bardzo dotykający tego, nad czym ostatnio bardzo długo myślałam i .. narzekałam :D. 


A na koniec zostawiam Was ze zdjęciami, autorstwa mojej Mamy, dzięki którym widzę, że jesień może być piękna. :)





Wszystkich, którzy do nas zaglądają serdecznie pozdrawiam! Jesteśmy z Shirley ciekawe, jak Wy radzicie sobie z jesienną melancholią i skąd czerpiecie swoją energię? Z chęcią skorzystamy z Waszych porad i inspiracji!

Ania :)

3 komentarze:

  1. Sposób na jesienną chandrę? Osobiście staram się ruszać, tańczę po mieszkaniu, idę na krótki spacer, zakopuję się pod kołdrą z książką i wyłączam telefon. Po prostu znajduję trochę więcej czasu dla samej siebie i rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Bawię się ze swoimi kotami, szaleję z moim partnerem, wylewam swoje żale rysunkami. Herbatę tankuję kilometrami. Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego większość ludzi ma chandrę na jesień, a nie na bardziej ponurą od niej zimę...;)

    Życzę Wam magicznego dnia,
    Kobieta Czarująca
    http://kobieta-czarujaca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy u nas i dziękuję za pomysły!:)
      Tańczenie po mieszkaniu jest przegenialną opcją, faktycznie muszę wcielić w życie :D Co do reszty również jak najbardziej się zgadzam, tylko czasem brak mi mocy sprawczej, żeby to wszystko zrobić :) Wiesz, że też zaczęłam się zastanawiać dlaczego to nie na zimę przypada chandrowy czas.. wydaje mi się, że świąteczna atmosfera, śnieg itp robią tutaj robotę. Jesień jest mimo wszystko "przejściowa".
      Pozdrawiam i wpadam do Ciebie z pewnością :)

      Usuń
  2. Piękne zdjęcia:)) ja również mam załamanie nastroju tej jesieni... Ratuję się spacerami (gdy jest ładna pogoda), odnawianiem znajomości zaniedbanych (w tym wychodzeniem na kawę), wyjściem na wystawę (w Krakowie ich akurat nie brakuje). Gdy nie da się wyjść nigdzie, wyciagam szkicownik albo farby;) wieczorem (a wieczory są teraz takie dłuuugie...) można obejrzeć film, poczytać książkę i na chwilę "odlecieć" od gorszego samopoczucia. Łapcie dziewczyny słońce, póki są jakieś jaśniejsze dni;)

    OdpowiedzUsuń

Jesteśmy wdzięczne za każdy ślad pozostawiony #wkuchni. Chętnie czytamy komentarze i cieszymy się z każdej nawiązanej rozmowy. Dołączajcie, dyskutujcie, dzielcie się własnymi spostrzeżeniami, a my na pewno zawitamy ze swoimi do Was! :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...